sobota, 5 lipca 2014

# 139. "Kwestia wyboru" - Nora Roberts



„Kwestia wyboru”– Nora Roberts <recenzja,29>



Tytuł oryginalny: A Matter of Choice
Seria: Wszystko dla pań
Tłumaczenie: Ewa Spirydowicz
Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 2001 (wydanie III)
Oprawa: miękka
Ilość stron: 157
Półka: posiadam
Moja ocena: 6/10

Przeczytana:  26 czerwca 2014

Kupisz:  chyba tylko antykwariaty


Bardzo lubię książki Nory Roberts. W końcu to nic odkrywczego – sporo blogerek stwierdzi dokładnie to samo, szczególnie ta ich część, która lubi powieści dla kobiet i o kobietach. Kiedyś czytałam Jej powieści zdecydowanie częściej, nawet mam spory zbiór na swoich półkach. Oczywiście daleko mu do zbiorów, jakie zaobserwowałam u niektórych Pań z blogosfery, ale może kiedyś zdołam zebrać wszystkie wydane w Polsce jej książki i wtedy się pochwalę. A  dzisiaj opowiem Wam o kolejnej pozycji z mojej autorskiej „autobusowej” serii. Chyba już nie muszę tłumaczyć, dlaczego „autobusowej”? 

Nory Roberts nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. To przecież jedna z najpopularniejszych amerykańskich autorek powieści kobiecych, nazywana często „królową list bestsellerów”, „mistrzynią romantycznego suspensu”. Jej książki są efektownym połączeniem romansu, powieści sensacyjnej, kryminału, powieści obyczajowej, czy czasem paranormal romance. Nora Roberts zdobyła wszystkie możliwe najbardziej prestiżowe nagrody. Jest pierwszą autorką, która została uhonorowana wpisem do Romance Writers of America Hall of Fame (Lista Sław Stowarzyszenia Amerykańskich Autorów Romansów) i pierwszą laureatką Centennial Award Romance Writers of America (nagroda przyznawana przez Stowarzyszenie Amerykańskich Autorów Romansów za setną powieść – Nora Roberts otrzymała ją za „Niebo Montany”).
Nora Roberts jest uznawana na całym świecie za fenomen wydawniczy. Od 1981 roku, kiedy to opublikowano jej pierwszy romans, wydała ok.150 powieści w ponad 120 mln. egzemplarzy. „Publishers Weekly” podaje, że co 3 minuty ktoś kupuje w Stanach Zjednoczonych Jej książkę.
W Polsce może nie jest aż tak często kupowana, ale wydano u nas chyba wszystkie Jej książki i na pewno należy do najpopularniejszych autorek powieści przeznaczonych dla kobiet. „Kwestia wyboru” znalazła się u mnie dawno temu jako dodatek do czasopisma „Pani domu”. Postała sobie na półce i wreszcie się doczekała.

     

Sierżant James Sladerman, nowojorski policjant z wydziału zabójstw i początkujący pisarz,  zostaje oddelegowany przez swojego przełożonego nadkomisarza Dodsona do stanu Connecticut z delikatną misją. Ma zamieszkać w domu jego córki chrzestnej pod pretekstem pisania powieści i otoczyć ją ochroną. Według FBI antykwariat, którego właścicielką jest Jessica Winslow, jest miejscem przerzutowym kosztowności przemycanych w meblach z Europy do Stanów Zjednoczonych. Jessica najprawdopodobniej nie ma zielonego pojęcia o procederze, jaki ma miejsce w jej firmie. „Pan każe, sługa musi” – Slade, mimo że nie był zachwycony poleceniem, musiał udać się do Connecticut i zająć się ochroną panienki, w której niewinność nie do końca wierzył.

Jak myślicie, co było dalej? Podpowiem, że książka jest typowym romansem. Brawo!!! Oczywiście – Slade i Jessica zakochają się w sobie bez pamięci. Ale zanim do tego dojdzie, a właściwie zanim obydwoje uświadomią sobie, że łączy ich prawdziwa miłość, przeżyją płomienny romans, jak również parę niebezpiecznych przygód. Wszak to romans z nieźle rozwiniętym wątkiem kryminalnym. Będzie rywal Slade’a do uczuć panny Winslow, będzie wynajęty płatny morderca – snajper, będą spacery po pięknej plaży (chodziłam sobie razem z głównymi bohaterami – było uroczo), będzie mrożąca krew w żyłach scena wyjaśniająca całą intrygę. No może z tą zamrożoną krwią to troszkę przesadziłam, ale rozwiązanie wątku kryminalnego dość ciekawe. Jeśli chcecie się dowiedzieć, kto wykorzystał antykwariat Jessiki do przestępczej działalności, kto i do kogo strzelał, który z pracowników antykwariatu maczał swoje palce w przemycie kosztowności, to nic prostszego. Należy po prostu sięgnąć po „Kwestię wyboru”.





Zastanawiam się, co mogłabym napisać o tej krótkiej powieści, żeby Was jednak zachęcić do jej przeczytania. Fabuła skłania to stwierdzenia, że mamy do czynienia z prawdziwym, banalnym romansem i niczym więcej. Jest jeszcze wątek kryminalny, nawet dość rozbudowany i interesujący. Wątek, który powoduje, że książka wciąga i intryguje do samego końca. Ale jest również coś bardzo typowego dla książek Nory Roberts. Apoteoza miłości, lojalności, przywiązania do drugiego człowieka, przyjaźni – a wszystkie te uczucia przedstawione w sposób bardzo ciepły, może nieco wyidealizowany, ale jednocześnie powodujący, że zaczynamy tęsknić za takim światem. Światem nie do końca realnym, odmiennym od świata zwykłych śmiertelników, ale któż z nas nie marzył o pięknej, namiętnej miłości, o opiekunie, który byłby skłonny oddać za nas życie, o rezydencji nad brzegiem morza, czy w końcu o wydaniu pisanej przez nas książki. Warto nieraz oderwać się od otaczającej nas rzeczywistości i utonąć na chwilę w swoich marzeniach.
Norę Roberts podziwiam przede wszystkim za jej mistrzostwo dialogowe. W jej książkach jest stosunkowo niewiele opisów, za to dialogów znajdziemy bardzo dużo. Dialogów bardzo prawdziwych, niebanalnych, okraszonych ciętym dowcipem, lekkich w lekturze. Dialogów, które w idealny sposób charakteryzują bohaterów powieści, bo są naszpikowane emocjami i uczuciami. To właśnie dzięki nim kreacja bohaterów jest tak wyrazista. Bohaterowie powieści nie należą do postaci płytkich. Każda z nich jest zauważalna w tłumie, mocno zarysowana, ze swoim własnym, często dość pokrętnym charakterkiem. I choć może Slade nieco irytował swoją postawą i stosunkiem do panny Winslow, swoją lekko wyidealizowaną szlachetnością i swoimi dylematami, to i tak trudno było go od początku nie polubić i nie marzyć o takim „rycerzu bez skazy”.

Co by było, gdyby poprosił ją o rękę, ona by się zgodziła i wzięliby ślub, zanim odzyskałaby zdrowy rozsądek? Byłby to najpewniejszy sposób zmarnowania im obojgu życia, powtarzał sobie. Lepiej zakończyć to teraz, dopóki jest tylko gliniarzem, a ona jego podopieczną. [1]



Jeśli macie więc ochotę na przeżycie odrobiny napięcia, ognistego romansu z delikatnymi scenami erotycznymi, a także pobyć chwilę w cudownej scenerii amerykańskiego wybrzeża, to zapraszam serdecznie. Książka idealna na plażę, na ławeczkę w parku, na leżak w ogródku, a także…do autobusu. Lekka, łatwa i przyjemna. Polecam! 


----------
[1]Nora Roberts "Kwestia wyboru", Amber 2001, str.130



Recenzja publikowana również:




Recenzja bierze udział w wyzwaniu:
 

12 komentarzy:

  1. Jak byłam młodsza to chciałam czytać kilka książek Nory Roberts i jakoś tak mi nie podchodziły. Boję się, że jeśli teraz po nie sięgnę to będzie tak samo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Z twórczością Nory Roberts jakoś mi nie po drodze :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Planuję książki tej autorki od dawno, a jeszcze żadnej nie przeczytałam..:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam tylko jedną książkę Nory Roberts i nie była zła. Chętnie sięgnę po inne, jednak nie po tą. Nie zachęciła mnie fabuła tej książki, a wręcz przeciwnie. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nira Roberts to jest właśnie "ta" autorka, której się książek wręcz obawiam się tknąć - sama nie czytałam jej jeszcze, ale słysząc te wszystkie opinie od ludzi, lubujących się w jej twórczości wychodzę z założenia, że to zupełnie nie moje klimaty ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wiem czemu, ale coś nie mogę się przekonać do tej autorki. Mam na półce od bardzo dawna jej dwie powieści, ale do dziś po nie nie sięgnęłam. I nie umiem tego nawet wytłumaczyć.

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja bardzo lubię prozę Nory Roberts, w różnym gatunku. Nie trzeba mnie do jej książek przekonywać.

    OdpowiedzUsuń
  8. Norę lubię ale na razie muszę odpocząć od jej twórczości :)

    OdpowiedzUsuń
  9. N.R przeczytałam tylko jedna książkę "Teraz i na zawsze" - podobała mi się, oraz jedną którą napisała pod pseudonimem J.D. Robb - niestety ta nie spodobała mi się. Na pewno będę chciał przeczytać pozostałe dwie części do "Teraz i ..." a inne - może kiedyś.

    OdpowiedzUsuń
  10. Trochę ze wstydem przyznam, że jeszcze nic nie czytałam tej autorki :)

    OdpowiedzUsuń
  11. To Nora naprawdę tak wygląda jak na tym zdjęciu? Ile ona ma tapety! Operacja pewnie też była :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz. Moje oczy się śmieją, jak go widzę i od razu robi mi się weselej i cieplej na duszy. Dzięki Wam wiem, ze warto pisać dalej i ze mój blog ma jakiś sens. Staram się odpowiedzieć na każdy komentarz i odwiedzić wszystkich moich czytelników.
Pozdrawiam Was bardzo serdecznie i do zobaczenia na Waszym blogu.