wtorek, 31 grudnia 2013

#7. Przed nami Sylwester 2013

- no i przed nami Sylwester 2013 –

Książka przeczytana, więc w najbliższym czasie możecie spodziewać się kolejnej „babskiej” recenzji. Ale dziś mamy ostatni dzień Anno Domini 2013. Przed nami Sylwester i dla wielu zabawa do białego rana (niestety z tym białym to przesada, bo przynajmniej u mnie śniegu nawet na lekarstwo nie znajdziesz). Trwają przygotowania do balu…fryzjer, kosmetyczka, manicure i te sprawy…komu chciałoby się sięgać po książkę lub grzebać w internecie i czytać o jakimś czytadle. Dzisiaj więc chciałabym Wam opowiedzieć troszkę o Sylwestrze, zwyczajach związanych z tym dniem i podzielić się pomysłem, na jaki ostatnio wpadłam…ale o tym na końcu posta.

Zwyczaje sylwestrowe


Jak zapewnić sobie w nadchodzącym Nowym 2014 Roku szczęście w miłości, powodzenie w pracy czy też duuuuużo kasy???
Poznajmy zwyczaje sylwestrowe mieszkańców kilku krajów świata. Co jeszcze oprócz złożenia życzeń i wysłania kilku sms-ów do znajomych można zrobić, by ten młodziutki Nowy Roczek był bardziej pomyślny dla nas i naszych najbliższych? Może warto przypatrzeć się temu, co robią inni i wypróbować to również u nas?

W Nowej Zelandii lepszy start w Nowy Rok można sobie zapewnić bijąc z całych sił w garnki i patelnie. Im większy hałas przy tym powstanie, tym lepiej, bo dzięki temu nasze życzenia przedostaną się na samą górę ogólnego, blaszanego hałasu. Ja chyba nie mogłabym mieszkać w tamtych regionach. Nie cierpię hałasu, a w Sylwestra wystarczy mi hałas petard i szczekanie przerażonych piesków. Oczywiście do piesków nie mam żadnych pretensji…


W Rosji wszystkie swoje życzenia należy spisać na kartce papieru, a następnie spalić ją w kieliszku. Do takiego kieliszka dolewamy szampana i wypijamy takiego mixa w toaście noworocznym. Ma to zapewnić nam realizację naszych planów w całym nadchodzącym roku. Chyba nie odważyłabym się wypić takiego drinka. Ale…Rosjanin to twardy człowiek, gotów zrobić wiele, żeby było lepiej. Niech w Rosji piją szampana z dodatkiem popiołów, a ja w zamian za to zaproponuję Wam swojego drinka. Myślę, że dużo smaczniejszego. Ale o tym niżej, bo to właśnie ten mój pomysł…



W Argentynie bardzo ważne jest to, aby w Nowy Rok wkroczyć prawą nogą. W tym celu Argentyńczycy stoją na lewej nodze, a wraz z wybiciem północy stawiają na podłodze nogę prawą. I w ten sposób znajdują się po drugiej stronie, zapewniając sobie, że szczęście będzie im sprzyjać przez cały rok. Hmm…chyba mieszkańcy Argentyny są bardzo leniwi. My musimy codziennie wstawać z łóżka prawą nogą, żeby dzień był dobry, a oni jednym krokiem robią to na 365, a nieraz nawet 366 dni. Aby zapewnić sobie szczęście w związku Argentynki zakładają nową, koniecznie różową bieliznę. A jak róż niemodny, albo nielubiany przez partnera – to co wtedy???






W Brazylii trzeba Nowy Rok obowiązkowo przywitać w białym ubraniu. Ma to odpędzić od nas i naszych najbliższych złe duchy, które przeszkadzałyby w realizacji marzeń. Jeśli nie lubimy białego koloru, to innym sposobem na przepędzenie złych duchów będzie siedmiokrotne przeskoczenie morskiej fali, po jednym razie w każdym kolejnym dniu Nowego Roku. Brrr…może w Brazylii to fajny sposób, ale Bałtyk w tym czasie jest troszkę za zimny – oczywiście pod warunkiem, że nie jesteście morsami. Jak już bawicie się na pięknych plażach, to może warto złożyć ofiarę bogini morza Lemani i przebłagać ją, żeby zechciała spojrzeć na nas przychylnym okiem. W tym celu rzucamy po prostu do morza bukiet lub wieniec z pięknych kwiatów – jeśli fala zaniesie go na pełne morze, to OK…ofiara została przyjęta. Gorzej, jeśli fala wyrzuci go z powrotem na brzeg – wtedy musimy poczekać do następnego roku. Ale czy nie lepiej taki bukiet postawić w wazonie w domu, żeby cieszył nasze oczy?

W Chile dużo do powiedzenia mają perfekcyjne panie domu, bo wysprzątanie domu przed sylwestrem od komina po piwnice ma przynieść pomyślność w całym Nowym Roku. Tylko kto zrobi „test białej rękawiczki”? Nasza Małgosia Rozenek chyba nie dałaby rady… Innym sposobem na zapewnienie sobie dużej ilości pieniędzy i pomyślności w pracy, jest zjedzenie łyżki soczewicy po północy. Nigdy nie jadłam…a Wy???

Kolumbia daje szanse „włóczykijom”. Po północy należy okrążyć dom z pustymi walizkami. Pozwoli to na zwiększenie szans na ciekawe wyprawy w Nowym Roku. Muszę wypróbować, bo uwielbiam podróże. Tylko jak sąsiedzi zobaczą mnie jak biegam z walizką wśród petard, to mogą mi zafundować podróż…do Tworek…

Bardzo podoba mi się zwyczaj w Hiszpanii. Otóż, żeby zapewnić sobie powodzenie w Nowym Roku należy zjeść w Sylwestra 12 winogron i pomyśleć taką samą liczbę życzeń. Po jednym owocu z każdym uderzeniem zegara wybijającego północ. Zgodnie z tradycją tylko ci, którzy poprawnie wypełnią „sylwestrowe zadanie” mogą liczyć na pomyślność w Nowym Roku. Smaczny zwyczaj. Jeszcze jest czas, żeby pobiec (na razie bez walizki) do najbliższego sklepu lub supermarketu i nabyć drogą kupna te owoce. No już…tuptusiamy..

Także we Włoszech każdy mieszkaniec powinien zjeść swoją porcję zupy lub potrawki z soczewicy, bowiem danie to symbolizuje pomyślność i dobrobyt. Ci, którym bardzo zależy na szczęściu i pomyślności w Nowym Roku (a komu nie zależy?) , powinni mieć na sobie w czasie nocy sylwestrowej czerwoną bieliznę – inny kolor jest niedopuszczalny! Podobny zwyczaj panuje w Wenezueli.

W Ekwadorze, to z kolei żółta bielizna akumuluje pozytywną energię. Jakby tego było mało, również w Ekwadorze podobnie jak w Kolumbii, wypada tej nocy przespacerować się z walizką naokoło własnego domu –zagwarantuje to podróż marzeń.

Zwyczaje sylwestrowo-noworoczne w Grecji są mocno związane z postacią św. Bazylego, który słynął ze swej szczodrości i dobrego serca dla biednych. W specjalnym sylwestrowym przysmaku, zwanym “Vassilopitta” lub „ciastem św. Bazylego” ukrywa się złotą lub srebrną monetę. Szczęśliwiec, który natrafi na porcję z „niespodzianką” może być pewien, ze czeka go rok obfitujący we wszelką pomyślność.

W wielu państwach spożywa się specjalne potrawy: we Francji kaczą wątróbkę (fr. foie gras), a w Danii ciasto o wyjątkowych kształtach, zwane „kransekake”. Również w Danii obyczaj każe tłuc niezliczone ilości talerzy – wskazuje to bowiem na dużą liczbę przyjaciół. Duńczycy mają także wiele innych ciekawych obrzędów. Zdarza się, że o północy zeskakują z krzeseł, by „skocznie” wejść w Nowy Rok! No tak…Duńczyków chyba stać na nowe zastawy stołowe. Ja też chętnie bym się swojej pozbyła, bo już mi się znudziła…

Niezwykle niebezpieczny zwyczaj kultywowany jest nadal w Niemczech. Podobnie jak w Andrzejki my wróżymy z lanego wosku, Niemcy wróżą z ciekłego... ołowiu! Obrzęd ten, określany jako „Bleigiessen” jest zwyczajem, który naraża na poważne zatrucie. Nadal jednak jest bardzo lubiany. Jeśli kształt oziębionego metalu przypomina kulę, wróży to szczęście i sukces w nadchodzącym roku. Oj…Niemcy zawsze lubili niebezpieczne zabawy, mające coś wspólnego z militariami.

A jak Polacy zapewniają sobie pomyślność w Nowym Roku?
„Jaki Sylwester, taki Nowy Rok” – mówi znane powiedzenie. A wiadomo – przysłowia są mądrością narodu, więc warto już w Sylwestra zapewnić sobie Nowy Rok w zdrowiu i z pełnym portfelem. Jak to zrobić?
Jak zapewnić sobie szczęście?
Zasada jest bardzo prosta – w Sylwestra absolutnie nie należy sprzątać, bo „wymiata się” szczęście z domu. Warto również wejść w Nowy Rok z pełną lodówką. Odganiamy w ten sposób biedę z naszego domu. Jeden ze zwyczajów mówi, że należy nakręcić zegary tuż po północy. Tylko…gdzie teraz takie zegary znaleźć? Łatwiejszym sposobem jest otwarcie przez najstarszą osobę w rodzinie w pierwszych minutach Nowego Roku okna lub drzwi – wtedy wszystko, co złe i stare opuści nasze mieszkanie, a wkroczą do niego życzliwe domowi duchy i Nowy dobry Roczek.
Jak pozbyć się starych problemów?
Jeden z przesądów mówi, że aby nie wchodzić w Nowy Rok ze starymi problemami, to należy je spisać na czerwonej karteczce, a później w sylwestrową noc, ją spalić. Może to być również kosmyk włosów, bilecik, albo list miłosny, jeśli chcemy się pozbyć wspomnień o nieodpowiednim partnerze. Ma to podobno raz na zawsze unicestwić wszystkie, staroroczne, przykre wydarzenia.
Jak zapewnić sobie finansowe powodzenie?
Przede wszystkim należy do końca roku spłacić wszystkie długi, jakie zaciągnęliśmy w roku bieżącym. Jeśli tego nie zrobimy, to zgodnie z jednym z przesądów, narazimy się w przyszłym roku na „zemstę” nieuczciwych dłużników, którzy również nam opóźnią płatności. Żeby zapewnić sobie finansowe powodzenie, należy włożyć do portfela łuski z wigilijnego karpia. Oj…muszę pamiętać, żeby w przyszłym roku kupić karpia ze skórą.
Jak zdobyć powodzenie u płci przeciwnej?
To bardzo proste. W Sylwestra musimy drogie baby zadbać wyjątkowo o swój wygląd. Nie zapomnijcie włożyć nowej, seksownej bielizny…ale koniecznie z metką. Zapewni Wam to powodzenie przez cały zbliżający się wielkimi krokami Nowy Rok. Rozwiedzione kobiety i panny, które chcą dowiedzieć się, jakie będzie imię ich przyszłego wybranka, po północy powinny pilnie nasłuchiwać prowadzonych dookoła rozmów. Pierwsze męskie imię, które usłyszą będzie prawdopodobnie imieniem przyszłego męża. Zwyczaje sylwestrowe przewidują też ozdobienie mieszkania lub domu gałązkami jemioły, która zapewnia powodzenie w różnych dziedzinach życia. Ponadto, pod jemiołą można skraść pocałunek komuś bliskiemu sercu... każdy pretekst dobry. Cóż jeszcze może nam zapewnić szczęście w miłości? Podobno przed balem trzeba wsypać do butów troszkę ziarenek maku, który zapewni nam powodzenie u płci przeciwnej.
A co mówią nam wróżby o Nowym Roku?
Podstawowym sposobem na poznanie przyszłości to wróżba z bąbelkami w kieliszku szampana. Duże bąbelki, chaotycznie poruszające się w kieliszku zapowiadają rok przemian, wypadków i romansów. Eleganckie, drobne i unoszące się równymi łańcuszkami do góry, zwiastują zdrowie oraz pogodne dni w życiu rodzinnym. Jeśli łańcuszki krzyżują się, to nie należy szastać pieniędzmi i przede wszystkim zadbać o zdrowie. W sylwestrową noc również gwiazdy zapowiadają nam przyszłość. Warto więc spojrzeć w niebo i…pamiętajmy: jasne i piękne gwiazdy, a rankiem nad horyzontem promienne słońce na bezchmurnym niebie, wróżą bardzo pomyślny rok.
Gość w dom – Bóg w dom…
Pierwszy noworoczny gość, który przekroczy próg naszego domu, to zapowiedź pomyślności lub całorocznego pecha. Najlepszym zwiastunem szczęścia jest jasnowłosy chłopiec. Także ciemnowłosy, młody mężczyzna wnosi zapowiedź szczęścia, choć znacznie mniejszego, w nasze cztery progi. Jednak każda niewiasta - nawet dobra i piękna jak grecka bogini, to mała puszka Pandory dla całej rodziny.
.
Sylwestrowa noc to czas magiczny. Kiedy odchodzi stary rok do lamusa historii, a za rogiem pojawia się już nowy, nawet najwięksi racjonaliści ulegają magicznemu nastrojowi. Dlatego też ta wyjątkowa noc w roku obrosła w wiele przesądów i obrzędów. Warto je poznać , bo dzięki nim tegoroczny sylwester może być zabawniejszy i bardziej tajemniczy niż zwykle. Wszelkie wróżby potraktujmy z przymrużeniem oka, a jeśli się sprawdzą , to tym większa i milsza będzie niespodzianka. Może tylko jedną potraktujmy poważnie…a w zasadzie jeden – przesąd nakazujący szampańską zabawę.

W Nowym Roku życzę Wam drogie BABY zdrowia, szczęścia, pomyślności,
potęgi miłości, siły młodości,
Niech taneczny, lekki krok
będzie z Wami cały rok.
Niech prowadzi Was bez stresu
od sukcesu do sukcesu


poniedziałek, 30 grudnia 2013

#6. Koniec roku Tuwimowskiego (60 rocznica śmierci poety)

- koniec roku Tuwimowskiego (60 rocznica śmierci poety)

Dziś nie będzie recenzji nowej książeczki. Powieść dopiero czytam, ale nie jest tak źle – już jest w zasadzie na ukończeniu. Myślę, że napiszę o niej w najbliższych dniach, bo bardzo mi się podoba. Zapraszam – dowiecie się o jaką książeczkę chodzi i może Wam również się ona spodoba…
Kończy się rok Tuwimowski, ogłoszony Uchwałą Sejmu VII kadencji z dnia 7 grudnia 2012 roku, ze względu na 60-tą rocznicę śmierci Juliana Tuwima. I tak sobie pomyślałam, że warto by było przybliżyć troszkę sylwetkę tego wspaniałego, tak kochanego przez dzieci i mnie (mam nadzieję, że nie tylko) poety, satyryka, tłumacza.

Julian Tuwim (1894-1953)

Julian Tuwim urodził się 13 września 1894 roku w Łodzi, tam też ukończył gimnazjum, ale studia rozpoczął już na Uniwersytecie Warszawskim (prawo i filozofia), lecz kończył je po pierwszym semestrze.
Początki jego twórczości to lata 1911-1914, gdy poeta umieszczał przekłady na esperanto wierszy polskich poetów w piśmie „Pola esperantisimo”. Pierwszym wierszem, jaki przełożył był utwór Leopolda Staffa „W jesiennym słońcu”.
Jego debiutem poetyckim był wiersz „Prośba” opublikowany w 1913 roku w „Kurierze Warszawskim”

PROŚBA – debiut prasowy /6 stycznia 1913 r./

Jedni niech będą rycerze,
Wojenne niech noszą szaty,
Niech maja miecze, puklerze…
… Inni niech będą jak kwiaty…
Jedni niech będą za czynem,
Niech skroń laurami okręcą…
… Inni – kwitnącym jaśminem,
inni niech cicho się smęcą…
Jedni niech walczą! Niedolę
Gnieść im potęgą swej ręki!
… Inni niech w zmierzch idą w pole
I nucą tęskne piosenki…
Lecz tych i tamtych niech bierze
Słońce dla ducha objaty,
Choć jedni będą rycerze,
A inni będą jak kwiaty.



W roku 1918 roku wydał swój pierwszy tomik poezji pt.: „Czyhanie na Boga”
Julian Tuwim był silnie związany ze środowiskiem satyryków, współtworzył słynny kabaret „Picador”, a następnie pracował jako kierownik kabaretów Qui Pro Quo, Banda, Cyrulik Warszawski. Współpracował również z pismami satyrycznymi „Cyrulik Warszawski” i „Szpilki”.
Był jednym z założycieli grupy poetyckiej SKAMANDER oraz jej czołowym przedstawicielem, a także stałym współpracownikiem miesięcznika „Skamander”, najważniejszego czasopisma literackiego dwudziestolecia międzywojennego.
W czasie II wojny światowej przebywał na emigracji – 5 września 1939 roku opuścił Polskę i wyemigrował przez Rumunię i Włochy do Francji. W obliczu kapitulacji Francji latem 1940 roku, udał się przez Hiszpanię do Lizbony, a następnie do Rio de Janeiro. Stamtąd wyjechał do Nowego Jorku, gdzie mieszkał blisko pięć lat (1942-1946).
Do Polski Julian Tuwim wrócił w czerwcu 1946 roku. Stał się ulubieńcem władz, zyskał różne przywileje i honory. Otrzymał wraz z żoną opuszczony dom w Aninie (ekskluzywna na owe czasy peryferyjna dzielnica Warszawy). Państwo Tuwimowie mieszkali tam wraz z siostrą Ireną Tuwim.
Zmarł 27 grudnia 1953 w pensjonacie ZAiKS-u „Halama” w Zakopanem na atak serca. Został pochowany na Cmentarzu Wojskowym na warszawskich Powązkach.

Twórczość Juliana Tuwima to:
  • teksty kabaretowe i rewiowe

Miłość ci wszystko wybaczy

Miłość ci wszystko wybaczy
smutek zamieni ci w śmiech
miłość tak pięknie tłumaczy
zdradę i kłamstwo
i grzech....
Choćbyś ją przeklął w rozpaczy
że jest okrutna i zła
miłość ci wszystko wybaczy,
bo miłość, mój miły, to ja ...
Gdy pokochasz tak mocno, jak ja
tak tkliwie, żarliwie, tak wiesz ...
do ostatka, do szału, do dna,
to zdradzaj mnie wtedy i grzesz.
Bo miłość ci wszystko wybaczy ...
Julian Tuwim
  • teksty polityczne
  • tłumaczenia m.in. poezji Aleksandra Puszkina oraz Władimira Majakowskiego
  • przepiękne wiersze dla dzieci

Bambo

Murzynek Bambo w Afryce mieszka ,
czarną ma skórę ten nasz koleżka.
Uczy się pilnie przez całe ranki
Ze swej murzyńskiej pierwszej czytanki.
A gdy do domu ze szkoły wraca ,
Psoci, figluje - to jego praca.
Aż mama krzyczy: "Bambo, łobuzie!'
A Bambo czarną nadyma buzię.
Mama powiada: "Napij się mleka"
A on na drzewo mamie ucieka.
Mama powiada :"Chodź do kąpieli",
A on się boi że się wybieli.
Lecz mama kocha swojego synka.
Bo dobry chłopak z tego murzynka.
Szkoda że Bambo czarny , wesoły
nie chodzi razem z nami do szkoły.



  • i to co ja lubię najbardziej…piękne wiersze o miłości (erotyki)

Prośba

Wiersz namiętny
Przyjdź do mnie o moja miła!
Zostaniesz u mnie do rana…
Nie powiem, żeś u mnie była,
Nie bój się moja kochana…
Przyjdź do mnie – w bluzce jedwabnej,
Białej i nocą pachnącej…
Swe wargi – w uśmiech powabny
Na całus złóż mi gorący…
Spójrz na mnie, o moja droga,
Namiętniej od objęć ogni!
Kobieca w Twych oczach trwoga,
Ach, sennie ciało przeciągnij!
Spójrz na mnie, o moja miła,
I przymruż wilgotne oczy,
Jak wtedy żeś przymrużyła:
W objęciach  - moich i nocy.
Siądź przy mnie – powiesz mi wszystko
Oczyma – że krew Ci pała!
Siądź przy mnie, siądź przy mnie blisko,
Bym ciepło czuł twego Ciała…
I nagle, o moja gibka,
Rękoma otul  mi szyję,
Niech rozkosz nagła i szybka,
Me ciało – dreszczem przeszyje!
I wtul się we mnie! I usta
Całuj kobieco i chciwie!
Niech nasza smutna rozpusta
Niewinnie przetrwa, szczęśliwie…
Ach, całuj! Dziko – bezładnie,
Aż usta słodko osłabną,
Aż z warg Ci – krwi kropla spadnie
Na białą bluzkę jedwabną…

 Z tomiku Juwenilia. 2 (1990)
Prawda, że przepiękny erotyk? Chyba nawet osoby, które z poezją nie chcą mieć nic wspólnego, nie zaprzeczą.

Ciekawostki z życia Julina Tuwima:

Tuwim podpisywał swoje utwory aż czterdziestoma pseudonimami, m.in. Oldlen, Tuvim, Schyzio Frenik, Wim, Roch Pekiński. Pierwszy swój wiersz…cytowany przeze mnie wyżej… „Prośba”podpisał inicjałami swojej przyszłej żony, ukochanej Stefanii Marchew St.M.
Przez wiele lat poeta cierpiał na wiele zaburzeń nerwicowych i depresyjnych. Najbardziej dokuczała mu agorafobia, czyli lęk przed przebywaniem na otwartej przestrzeni, wyjściem z domu, wejściem do sklepu, tłumem i miejscami publicznymi.
Utwory Juliana Tuwima były bardzo często wykorzystywane jako teksty piosenek.. Któż z nas nie zna, takich piosenek jak „Co nam zostało z tych lat?” Mieczysława Fogga, „Miłość ci wszystko wybaczy”, „Na pierwszy znak” Hanki Ordonówny, „Pomarańcze i mandarynki” Marka Grechuty, „Tomaszów” Ewy Demarczyk, czy chyba najbardziej znane „Wspomnienie” Czesława Niemena.
A czy znacie cytaty Tuwimowskie? Znacie, ale zapewne nie wszystkie kojarzycie z Tuwimem….
  • „…Niech prawo zawsze prawo znaczy, a sprawiedliwość.. sprawiedliwość”
  • „Nie pożądaj żony bliźniego swego nadaremno”
  • „Żyj tak, aby twoim znajomym zrobiło się nudno, gdy umrzesz”
  • „Tragedia, zakochać się w twarzy, a ożenić się z całą dziewczyną”


I na zakończenie jeszcze jeden przepiękny erotyk Tuwima

Intymny wiersz

Warto, warto żyć.
Wtedy pachniałaś bzami,
Dziś znów kupiłem flakonik,
Roztarłem kroplę na dłoni
I przeszłość wieje nad nami
Bzami.
Warto, warto żyć.
Mgławo jest za oknami,
Zaraz listonosz zadzwoni,
Ustami przypadam do dłoni,
Całuję cień twojej woni...
Przyjdziesz - będziemy sami,
Jedyni i zakochani,
Chłonąc z czułością perfumy
W miłym uśmiechu intymnej zadumy:
"To my? Ja - i ty?"
Wiesz? Wzdycham... I przez łzy
Powtarzam: warto, warto żyć...




Dziękuję Panie Julianie za piękne chwile, jakie przeżyłam z Pana wierszami…

niedziela, 29 grudnia 2013

#5. 40 lat temu ukazał się "Archipelag GUŁag" Sołżenicyna

- rocznice, rocznice… -

40 lat temu ukazał się "Archipelag GUŁag" Sołżenicyna

Czterdzieści lat temu, 28 grudnia 1973 roku w Paryżu ukazała się po raz pierwszy jedna z najważniejszych (jeśli nie najważniejsza) książek w historii na temat totalitaryzmu. „Archipelag GUŁag 1918-1956” – bo o nim mowa – został napisany przez Noblistę Aleksandra Sołżenicyna, a jego treścią jest codzienne życie więźnia w sowieckim obozie pracy. Autor sam doświadczył takiej sytuacji, gdy po aresztowaniu w lutym 1945 r został skazany na osiem lat „wychowawczego” obozu pracy.

Jego dzieło opisuje brutalną rzeczywistość komunistycznego obozu pracy, gdzie obok zwykłych kryminalistów znajdowali się więźniowie polityczni, intelektualiści i opozycjoniści, czyli „wrogowie narodu”.  Efektem planu pozbycia się tych „wrogich” jednostek było powstanie  całego „archipelagu” obozów pracy, znajdujących się na terenie całego kraju, odzierających więźniów z człowieczeństwa i zmuszających do niewolniczej pracy.

Literacką Nagrodę Nobla Sołżenicyn otrzymał w 1970 roku, a więc 3 lata przed ukazaniem się jego najsłynniejszego dzieła.
"Archipelag GUŁag" dziś uznawany jest za jedną z najważniejszych powieści XX wieku. Zajmuje 15. pozycję na liście "100 książek XX wieku" według francuskiego magazynu "Le Monde".
                       


                                                                                    /opracowano na podstawie historia.wp.pl

#4. „Morelle” – Elizabeth Adler

- czy Morelki są wśród nas? -

„Morelle” – Elizabeth Adler <recenzja,4>



Tytuł oryginalny: Peach
Tłumaczenie: Ewa Murawska
Wydawnictwo: AMBER
Seria: Wszystko dla Pań
Rok wydania: 1997
Oprawa: miękka
Ilość stron: 400
ISBN: 83-7169-444-X
Półka: posiadam
Moja ocena: 8/10
Przeczytana: 4 grudnia 2013

Kupisz: raczej tylko antykwariaty
Na książkę Elizabeth Adler natknęłam się niedawno w antykwariacie. Jako typowy mól książkowy lubię czasem wpaść do tej skarbnicy starych, przeczytanych przez innych i często mocno zniszczonych woluminów. Właśnie te tomiszcza mają wg mnie duszę, bo każdy, przez których ręce przeszły, zostawił w nich jakąś swoją cząstkę. Nie wiem, co mnie zainteresowało w tej książce – może okładka (niestety nie znalazłam jej w internecie, więc musiałam posiłkować się inną, za co wydawcę przepraszam), na której znajduje się piękna dziewczyna w kapeluszu wśród gałązek lawendy…. może seria, w której książka została wydana „Wszystko dla Pań”, a więc zapewne babskie czytadło… a może krótka informacja na tylnej okładce:

„Morelle - piękna, kapryśna i uparta dziedziczka fortuny francuskiego rodu de Courmontów, właścicieli imperium samochodowego, i Noel Madox - męski, przystojny wychowanek amerykańskiego sierocińca, który dzięki niezwykłej sile charakteru zdobywa szczyty powodzenia: pozycję w świecie biznesu, majątek i... Morelle. Los zetknie tych dwoje jeszcze jako dzieci, ale nie pozwoli im o sobie zapomnieć...” [1]

Może…może…może… miałam akurat „złe dni”, mnóstwo spraw na głowie, problem gonił problem, więc idealny czas na zagłębienie się w tego typu lekturę. No i książka stała się moją własnością. Wróciłam do domku i…całkowicie pochłonął mnie świat powieści.
O autorce „Morelle” Elizabeth Adler niewiele wiadomości można znaleźć w internecie. A może to ja nie potrafię szukać? Na pewno jest postrzegana jako jedna z najbardziej popularnych pisarek powieści o kobietach i dla kobiet. Większość jej książek trafiła na listy bestsellerów.

Być może Elizabeth Adler tak dobrze potrafi opowiedzieć o pełnych przygód kolejach losu swoich bohaterek, bo jej życie ułożyło się podobnie jak życie kobiet, o których pisze. Karierę zawodową rozpoczynała jako skromna sekretarka, w 1965 roku poznała Richarda – swojego późniejszego męża – prawnika z Nowego Jorku. Razem wyjechali do Las Vegas, gdzie wzięli ślub. Zamieszkali najpierw w Rio de Janeiro, a potem w Hollywood. Tam Elizabeth poznała i zaprzyjaźniła się z wieloma gwiazdami kina i piosenki, w tym z takimi znakomitościami jak  Frank Sinatra, Stevie Wonder czy Tina Turner. Okres prosperity został niestety przerwany przez chorobę męża. Jednak nawet to nie wpłynęło na zmianę „włóczykijskiego” trybu życia – Elizabeth wraz z mężem odwiedziła Hiszpanię, południe Francji i wreszcie Anglię, gdzie osiadła na stałe w zaadaptowanym budynku klasztornym. Gdy córka poszła do szkoły, Elizabeth zaczęła pisać swoje powieści, których akcja rozgrywa się w świecie doskonale przez pisarkę znanym.

Jest rok 1932. Pod drzwi sierocińca Maddoxa w stanie Iowa zostaje podrzucone niechciane przez rodziców kilkudniowe niemowlę. Chłopiec, któremu w sierocińcu nadano imię Noel, mimo że za oknem wszystko rozkwitało jak na kwiecień przystało i do świąt Bożego Narodzenia było jeszcze bardzo daleko.
Dwa lata później na Florydzie w jakże innych warunkach przychodzi na świat długo oczekiwana córka Amelii i Gerarda de Courmont – Morelle.

„Jej policzki, szczupłe rączki, pełne fałdek nadgarstki i wreszcie delikatne zgrubienia kręgosłupa pokrywał złocisty puszek (…) Zupełnie jak meszek na świeżej moreli (…) „ [2]
Morelle nie była jedynaczką. Amelia, dwadzieścia lat wcześniej, będąc żoną Roberto do Santos, urodziła bliźniaczki, Lais i Eleonorę, które w tym czasie bawiły w odległej Francji. A właściwie bawiła się tylko Lais w Paryżu, bo Eleonora – jakże różna od swojej siostry – prowadziła z powodzeniem hotel na przylądku Cap Ferrat, na południu Francji.

Na pierwszych kartach powieści poznajemy tak bardzo różne dzieciństwo głównych bohaterów, smutne realia życia w sierocińcu, gdzie dorastał Noel i wykwintne, bogate, bez żadnych problemów i trosk życie Morelle. Choć nie do końca jest to prawdą, bowiem w wieku pięciu lat Morelle przepływa ocean, żeby spędzić wakacje u swojej babci Leonii na południu Francji. Jest rok 1939..
Powszechnie wiadomo, że okres niemieckiej okupacji we Francji w czasie II wojny światowej różnił się zasadniczo od przebiegu okupacji w Polsce. Dla Niemców zajęcie Francji oznaczało początek operacji wojennej określanej „Każdy Chociaż Raz Do Paryża” (KCRDP). Stolica Francji – nazywana stolicą kulturalną świata – nadal obfitowała w przeróżne atrakcje, przez co stała się ulubionym miejscem spędzania urlopów niemieckiej generalicji, oficerów, jak i szeregowych żołnierzy. 

Wojenne losy Morelle i członków jej rodziny są w powieści dość szeroko opisywane. Ciężka choroba Morelle i jej późniejsza rehabilitacja, pozorna kolaboracja Lais przebywającej w Paryżu, historia Eleonory nadal prowadzącej hotel na południowych wybrzeżach Francji przy znacznej pomocy babci Leonii, szczególnie potrzebnej w obliczu zajęcia hotelu przez Niemców. Wszystkie te wydarzenia przeplatają się na kartach powieści, by na końcu połączyć się w jednym miejscu…w hotelu należącym do rodziny de Courmont. Wszystkie panie (łącznie z młodziutką Morelle) czynnie uczestniczą we francuskim ruchu oporu pomagając w przerzutach członków ruchu oporu przez granicę francusko-hiszpańską. Poznajemy przepiękną historię miłości Lais i ….wystarczy o losach wojennych. Czy wszyscy członkowie rodziny de Courmont przeżyli wojnę? Jak skończyła się miłość Lais? Czy Morelle już po zakończeniu wojny znajdzie swoje miejsce w świecie i znajdzie to co najważniejsze – miłość i szczęście? Jak Noelowi, dziecku z sierocińca, uda się dojść na szczyty popularności? O tym wszystkim na kartach książki.

Przyznam się, że „Morelle” jest pierwszą powieścią Elizabeth Adler, jaką przeczytałam, a w zasadzie pochłonęłam. Pierwszą, ale na pewno nie ostatnią !!!  Zaraz po Nowym Roku udam się znowu do jakiegoś antykwariatu w poszukiwaniu wcześniejszej części, czyli historii babci bohaterki – Leoni. Jak znajdę i przeczytam, to na pewno umieszczę tu jej recenzję. Mam nadzieję, że Elizabeth mnie nie zawiedzie.

Cóż jeszcze o „Morelle”? Jej niezaprzeczalnym walorem jest język – czytelny, jasny, bez błędów stylistycznych czy literówek. Wydaje mi się, że korekty we wcześniejszych wydaniach były jakieś dokładniejsze niż obecnie. Ale to może tylko takie wrażenie…może idealizuję nieco te czasy, kiedy człowiek był jeszcze młody i piękny…Kolejnym plusem powieści jest na pewno spójność akcji. Choć książkę charakteryzuje wielowątkowość, to jednak nie mamy problemu w „połapaniu” się, kto, gdzie i kiedy, a do tego z kim i dlaczego. Autorka tak potrafiła przedstawić wszystkie wątki (rzecz dzieje się przecież nie tylko w Europie, ale również na kontynencie amerykańskim), że nie gubimy się i w każdej chwili wiemy, w jakiej aktualnie sytuacji życiowej znajduje się każdy z naszych bohaterów. Podobały mi się również główne postaci powieści, może niekoniecznie od strony charakterologicznej, choć czasem chciałabym być podobna do wiecznie zwariowanej, dążącej uparcie do celu i osiągającej to, czego zapragnie Morelle, ale od strony ukazania przez autorkę. E.Adler zarysowała na obie postaci bardzo dokładnie, ze szczegółami opowiadając o ich losach i życiu, wspaniale nakreśliła realia historyczne i zbudowała cudny klimat powieści. Pewien niedosyt odczuwałam jedynie przy historii poznania i rozwoju związku między głównymi bohaterami. Ten wątek został wg mnie potraktowany troszkę po macoszemu, ale to chyba jedyny mankament powieści.
Na pewno polecam wszystkim lekturę tej powieści, choć wiem, że sięgną po nią głównie (jeśli nie jedynie) kobiety. Miłego czytania !!!!

[1] Elizabeth Adler – „Morelle”, AMBER1997 , okładka
[2] tamże, str.11


Publikowane również:

#3. „Ostatni sędzia” – John Grisham

- Grisham inaczej -

„Ostatni sędzia” – John Grisham <recenzja,3>


Tytuł oryginalny: The last Juror
Tłumaczenie: Jan Kraśko
Wydawnictwo: AMBER
Seria: Srebrna
Rok wydania: 2004
Oprawa: miękka
Ilość stron: 288
ISBN: 83-241-1801-2
Półka: posiadam
Moja ocena: 6/10
Przeczytana: 30 listopada 2013

 Kupisz: Dobre Książki, MerlinMatras, 

Tania Książka 
Południe Stanów Zjednoczonych Ameryki, lata 70 ubiegłego wieku. Okres segregacji rasowej, wzmożonej korupcji, potęgi pieniądza. Okres, kiedy otrzymując wyrok podwójnego dożywocia, wychodzi się z więzienia po dziewięciu latach. Może nie wszędzie, ale na pewno w niedużym miasteczku Clanton, w stanie Missisipi.


Dyskryminacja rasowa została prawnie usankcjonowana w tzw. Jim Crow laws jeszcze w czasach wojny domowej, głównie w południowych stanach. Trwała aż do lat 60 XX wieku. Ludność o czarnym kolorze skóry była zmuszona do korzystania z innych szkół, publicznych toalet, ławek w parkach, pociągów czy też miejsc w restauracjach. Niedopuszczalne były również „mieszane” małżeństwa.

Segregacja rasowa została zakończona formalnie dzięki pracy takich działaczy na rzecz praw człowieka, jak Rosa Parks i Martin Luther King. Wiele z tych działań polegało na tzw. obywatelskim nieposłuszeństwie, skierowanym na łamanie praw segregacyjnych, jak siadanie na miejscach dla białych – czy to w autobusie (Rosa Parks) czy w pociągu, czy w restauracjach. Mimo przyjęciu w 1964 roku ustaw o prawie do głosowania i o prawach obywatelskich segregacja rasowa była w latach 70 jeszcze powszechnie stosowana.

Nic dziwnego, że temat dyskryminacji rasowej pojawia się na łamach powieści Johna Grishama. Ten amerykański prawnik i pisarz urodził się przecież 8 lutego 1955 w Jonesboro w stanie Arkansas, w którym segregacja rasowa jak w większości stanów południowych była bardzo popularna, a w wieku 12 lat wraz z całą rodziną przeniósł się do Southeven, w stanie Missisipi. W roku 1981 ukończył studia prawnicze na Uniwersytecie Stanowym Missisipi. W 1983 roku został wybrany do Parlamentu stanu Missisipi z ramienia Partii Demokratycznej. W tym czasie prowadził również praktykę prawniczą w Southaven.

W 1988 roku opublikował swój pierwszy thriller sądowy „Czas zabijania” w nakładzie (!) 5000 egzemplarzy. Nad tą powieścią pracował trzy lata. Jednak kolejna jego powieść „Firma” znalazła się już w 1991 roku na siódmym miejscu na liście bestsellerów. W tym roku Grisham zrezygnował z urzędu i praktyki prawniczej i zajął się już tylko pisarstwem.  Nic w tym dziwnego, bo do tej pory sprzedał ponad 60 milionów egzemplarzy swoich utworów. Tylko w Stanach Zjednoczonych w 1991 roku jego „Raport Pelikana” rozszedł się w ilości ponad 11 milionów egzemplarzy (!!!)

John Grisham jest pisarzem bardzo płodnym. Niemal co roku ukazuje się jego kolejna powieść. Prawie wszystkie jego powieści można zaliczyć do kategorii thrillerów sądowych. Choć nie wszystkie… czego przykładem jest właśnie „Ostatni sędzia”.

Bohaterem „Ostatniego sędziego” jest 23-letni Willie Traynor, który po pięcioletnich, nieukończonych studiach, ląduje w miasteczku Clanton w stanie Missisipi i rozpoczyna tam pracę w miejscowej, podupadającej gazecie. Wkrótce potem gazeta staje na skraju bankructwa, co umożliwia Willie’mu zakup tytułu za pożyczone od babki pieniądze. Oczywiście za bezcen.

Willie miał szczęście. Co prawda z wielkim zapałem zabrał się za uzdrawianie gazety i doprowadził do niewielkiego wzrostu nakładu, ale gdyby nie pewne wydarzenie, nie osiągnąłby sukcesu tak szybko. Tym wydarzeniem był brutalny gwałt i mord młodej kobiety Rhody Kassellaw, dokonany na oczach małych dzieci przez Danny’ego Padgitta.

Gazeta Willie’go  otrzymała szansę od losu. Doskonały temat i to na dłuższy okres czasu. Proces o gwałt i morderstwo, relacjonowany przez „Ford County Times” pozwolił na podwojenie nakładu.
I oto pierwszy (jeśli nie podstawowy) wątek powieści – historia rozwoju i przekształcenia mało poczytnego, wypełnionego głównie nekrologami tygodnika, w dobrze prosperujące, poczytne, świetnie prowadzone i pisane czasopismo. Dzięki „Times’owi”, a przede wszystkim jego właścicielowi poznajmy proces przemian społecznych na amerykańskim Południu w latach 70-tych ubiegłego wieku.

Mimo tego, że
„Mieszkańcy hrabstwa Ford akceptują nowego dopiero w czwartym pokoleniu” [1] 

Willie zdołał zaprzyjaźnić się z mieszkańcami miasteczka. Szczególnie ważną postacią wśród miasteczkowej społeczności jest czarnoskóra Callie Ruffin, kobieta niezwykle szlachetna, prawdomówna i wierząca. Willie, który na łamach gazety zamierzał zaprotestować przeciwko segregacji rasowej, postanowił napisać obszerny artykuł na temat życia tej niezwykłej Murzynki i jej rodziny. Callie od najwcześniejszej młodości, podobnie jak jej mąż i synowie, czynnie uczestniczyła w egzekwowaniu praw kolorowej ludności. Wkrótce Willie zaczyna traktować rodzinę Ruffinów jak swoją własną. Dzięki temu poznajemy mentalność żyjącej niejako poza nawiasem ludności murzyńskiej, ich zwyczaje, problemy, poglądy religijne, a także codzienne życie. Jest to kolejny wątek powieści, nie mający nic wspólnego z thrillerem, decydujący o zaliczeniu „Ostatniego sędziego” do kręgu powieści obyczajowych.

Callie jest elementem łączącym wątek typowo obyczajowy z elementami thrillera sądowego. Otóż zostaje ona wybrana do grona przysięgłych w procesie Danny’ego Padgitta i wraz z pozostałymi sędziami skazuje go na podwójne dożywotnie więzienie. Jakże mało adekwatny wyrok w stosunku do popełnionego przestępstwa – wszyscy spodziewali się kary śmierci. Tym bardziej wyrok jest niski, że w Missisipi skazany na dożywocie, może opuścić więzienie warunkowo już po dziewięciu latach. I tym bardziej jest przerażająca perspektywa wcześniejszego zakończenia wyroku, że Danny pożegnał się z przysięgłymi tymi słowy:


„Skażecie mnie, a dorwę każdego z was!”[2]

I rzeczywiście po dziewięciu latach pobytu w więzieniu Danny zostaje zwolniony warunkowo i wraca na wyspę, gdzie wcześniej mieszkał razem ze swoją wszechmocną, wpływową i potężną rodziną. Wkrótce ginie dwóch przysięgłych i …. na tym zakończę, bo nie chcę zdradzać dość zaskakującego  finału powieści. Czy rzeczywiście zabija Danny? Jakie będą losy pozostałych sędziów przysięgłych, w tym Callie, którą na pewno każdy z czytelników „Ostatniego sędziego” bardzo polubił? Jak potoczą się dalsze losy gazety i jej właściciela? O tym już przeczytajcie sami…


Jak już wspomniałam wcześniej „Ostatni sędzia” jest inny niż  większość utworów Grishama. Wg mnie ma niewiele wspólnego z thrillerem sądowym, jest natomiast świetną powieścią obyczajowo-psychologiczną z elementami powieści kryminalnej. Autor zwraca uwagę na luki w systemie prawnym amerykańskiego Południa; luki, które są doskonale wykorzystywane przez ludzi o wysokim statusie majątkowym – szczególnie tych, którzy wzbogacili się w nielegalny sposób i już od dawna mają z prawem na bakier. Bardzo ważnym elementem, na który Grisham zwraca również uwagę, jest korupcja obejmującą urzędników na różnym szczeblu władzy. „Ostatniemu sędziemu” brakuje tak typowej dla innych powieści Grishama szybkości akcji, wszystko toczy się bardzo powoli, majestatycznie – podobnie jak życie w tym małomiasteczkowym środowisku. Jest w niej wiele momentów, które mnie znużyły, czego nigdy nie zaznałam przy lekturze poprzednich, „prawdziwych” bestsellerów autora. Nie jest to na pewno lektura dla zwolenników thrillera – raczej dla czytelników gustujących w powieściach obyczajowych.

Jej dużym atutem jest na pewno język – bardzo plastyczny, a jednocześnie na tyle prosty, że każdy czytając powieść zrozumie, co autor chciał nam w danym rozdziale przekazać. Duże brawa dla tłumacza powieści p. Jana Kraśko, dzięki któremu możemy stwierdzić, ze Grisham jest mistrzem pióra. Nie zauważyłam w utworze żadnych błędów stylistycznych ani literówek, a ostatnio niestety dość rzadko to się zdarza. Bardzo mi się podobało to, że powieść została napisana w pierwszej osobie. Dzięki temu poznajemy lepiej głównego bohatera, jego myśli, spostrzeżenia i całą dziesięcioletnią historię.

Czy polecam tę książkę? Zagorzałym fanom thrillerów – jak już wyżej napisałam - na pewno nie, ale pozostałym czytelnikom, którzy lubią Grishama i powieści o bardziej refleksyjnej naturze – zdecydowanie tak!!!  Można przy niej odpocząć, oderwać się od trudów dnia codziennego i przenieść się na parę godzin do innego świata – świata, gdzie życie płynie powoli z dala od wielkomiejskiego gwaru i pośpiechu.

[1] John Grisham, „Ostatni sędzia” , AMBER 2004, str.16
[2] tamże, str.127


Publikowane również:


Recenzja bierze udział w wyzwaniu: