„Wiatr”– Marcin Ciszewski
<recenzja,33>
Wydawnictwo: Znak
litera nova
Rok wydania: 2014
Oprawa: miękka
Ilość stron: 394
ISBN: 978-83-240-2508-4
Rok wydania: 2014
Oprawa: miękka
Ilość stron: 394
ISBN: 978-83-240-2508-4
Projekt okładki: Paweł
Panczakiewicz
Półka: posiadam
Moja ocena: 10/10
Przeczytana: 20 lipca 2014
Sylwester – jedyna noc w roku, kiedy każdy chce się zabawić
i spędzić ją w jakiś szczególny sposób. Wśród grona przyjaciół, w ciekawym
miejscu szaleć do białego rana i hucznie powitać nowy rok. Takim specjalnym
miejscem byłyby dla każdego na pewno góry. Bo pomyślcie tylko, gdyby Wam ktoś
zaproponował imprezę na szczycie Kasprowego Wierchu w budynku górnej stacji
kolejki, to czy nie przystalibyście na tę propozycję natychmiast? Nie
stwierdzilibyście, że może to być romantyczna przygoda wśród ciemnych gór
zasypanych białym, lśniącym w świetle księżyca śniegiem? Dookoła tylko szczyty
Tatr, ciemne niebo z milionem mrugających gwiazd i Wy – uczestnicy tej niecodziennej
imprezy sylwestrowej. Jak dla mnie – bomba !!!
Gorzej jak pogoda będzie chciała urozmaicić nam nieco tę noc
i temperatura spadnie do -20 stopni, rozszaleje się silny wiatr, a tumany
wszędobylskiego śniegu będą utrudniały próby poruszania się po dostępnym
terenie. Ale my przecież jesteśmy w zamkniętym pomieszczeniu, więc nam aura
niestraszna. A rano wszystko się uspokoi i wszyscy grzecznie opuścimy to
miejsce, oczywiście na nartach.
A jeśli nasze pomieszczenie zostanie pozbawione z jakiegoś,
bliżej nieokreślonego powodu, prądu i naokoło zapanuje ciemność? To już zaczyna
brzmieć trochę mniej zabawnie.
W takim razie dołóżmy jeszcze jeden element układanki. W tej
całej, dość dramatycznej, przyznacie, scenerii, pojawi się… morderca.
Przyznam się Wam, że mnie powieść „Wiatr” skutecznie
wyleczyła z marzeń o spędzeniu najbliższego Sylwestra na tej urokliwej górze.
Uwielbiam Kasprowy Wierch i nasze przepiękne Tatry, ale będę kultywowała to
uwielbienie w piękną, słoneczną pogodę.
Marcin Ciszewski jest absolwentem Instytutu Historycznego
Uniwersytetu Warszawskiego ze specjalizacją: historia najnowsza. Interesuje się
II wojną światową, a przede wszystkim przebiegiem kampanii wrześniowej.
W kręgu zainteresowań pisarza jest również narciarstwo
alpejskie, które z powodzeniem uprawia. Wiele lat temu był zawodnikiem
Warszawskiego Klubu Narciarskiego i brał udział w obozie treningowym na
Kasprowym Wierchu. Mieszkał właśnie tam, gdzie rozpoczyna się akcja „Wiatru”,
tzn. w schronisku na piętrze górnej stacji kolejki linowej. Nic więc dziwnego,
że tak dobrze poznał realia pogodowo-zjazdowe panujące na Kasprowym Wierchu, co
wykorzystał po latach w tworzeniu swojej powieści.
Marcin Ciszewski ma na swoim koncie już parę bestsellerów, w
tym cykl „Jakub Tyszkiewicz”, do którego obok „Wiatru” należą również „Upał” i
„Mróz”.
Jakub Tyszkiewicz wraz ze swoją piękną żoną Heleną spędza
urlop w Zakopanem. Jest 31 grudnia, Sylwester. Za namową swojego przyjaciela
Stanisława Krzeptowskiego postanawiają noc sylwestrową spędzić na szczycie
Kasprowego Wierchu, w budynku górnej stacji kolejki na tańcach i zabawie do bladego świtu [1] w towarzystwie kilkunastu
nieznajomych osób. I chociaż pogoda nie bardzo sprzyja wycieczce na szczyt
góry, to po pełnej grozy podróży kolejką linową docierają na miejsce imprezy.
Nikt z uczestników nie podejrzewał, ile strachu i
niebezpieczeństw czeka na nich tej nocy i że nie każdy doczeka bladego świtu…
Więcej z fabuły powieści nie zdradzę, choć byście mnie
błagali na kolanach lub nawet zastosowali jakieś wymyślne tortury. Żeby
dowiedzieć się, jakie przygody spotkały naszych bohaterów, należy po prostu
chwycić za książkę i ją przeczytać. A wierzcie mi, że warto!!!
Przyznam się Wam, że na początku książka, a w zasadzie
fabuła mnie irytowała. Króciutkie rozdziały niepowiązanych ze sobą faktów,
wątków niespecjalnie mnie interesujących i do tego oficerowie Wydziału Terroru
Kryminalnego i Zabójstw Komendy Stołecznej na urlopie, a w tle jakieś
„przepychanki gabinetowe”. Stwierdziłam, że powieść nie do końca mieści się w
kanonach literatury, które lubię i byłam bliska jej odłożenia na półkę.
Faktycznie „Wiatr” jest raczej thrillerem przeznaczonym dla męskiej części moli
książkowych, choć jak widać po mojej końcowej ocenie również „babę” może
zainteresować i to jak…
Po chwilowej irytacji i znudzeniu nagle zauważyłam, że w
czarodziejski sposób znalazłam się na miejscu akcji, wśród ośnieżonych gór, na
szczycie Kasprowego Wierchu, dookoła hulał przeraźliwy wiatr, a trzaskający
mróz przenikał mnie do szpiku kości. I bałam się, bo nie wiedziałam, czy
przeżyję tę noc…
Wierzcie mi, takie wrażenie odniosłam chyba pierwszy raz w
życiu – ja naprawdę tam byłam i walczyłam o życie wraz z Jakubem, Heleną czy
Staszkiem. Dzień był upalny, a ja czułam mroźne powietrze. Czary jakieś, czy
co?
Tak… Ciszewskiego można nazwać czarodziejem, ale
czarodziejem sugestywnego słowa, czarodziejem prawdziwych opisów, czarodziejem
brawurowej i dynamicznej akcji. Bo czym można wytłumaczyć to, że w jednej
chwili z pozoru nudna książka pochłania cię całkowicie i nie pozwala się od
siebie oderwać? Dlaczego nagle cała otaczająca cię rzeczywistość przestaje
istnieć, a ty zmagasz się z mocno nieprzychylną aurą i czyhającymi zewsząd
niebezpieczeństwami oraz profesjonalnymi zabójcami? Naprawdę trzeba być
niebywałym mistrzem słowa i akcji, żeby doprowadzić zwykłego, a nawet
negatywnie nastawionego czytelnika do takiego stanu.
Co w tej powieści jest takiego niezwykłego? Na pewno jest to
wszechobecny realizm. Ta sytuacja pogodowa, ci bohaterowie, niezwykła akcja
służb specjalnych – to wszystko mogło zdarzyć się naprawdę. Opisy zamieci
śnieżnej, panujących ciemności, mgły, przenikającego wszystkich mrozu i wiatru
są tak sugestywne, że ciebie – mimo że siedzisz w upalnym pomieszczeniu –
przenika dreszcz, a po plecach szaleją niekończące się ciarki. Taka pogoda
przecież w zimowych Tatrach wcale nie należy do rzadkości, więc umiejscowienie
całej akcji w takich okolicznościach dodaje jej bardzo dużo autentyczności.
Żaden bywalec Zakopanego i jego okolic nie mógłby się również doszukać
jakichkolwiek błędów czy nieścisłości w opisach miejsca akcji. Widać od razu,
że pisarz musi tam znać każdy zakręt na nartostradzie, każde drzewo czy
wystający głaz. Szczegółowość opisów jest zadziwiająca, a jeszcze bardziej
dziwi to, że są tak zręcznie wkomponowane w fabułę, że nasz umysł jedynie
rejestruje określony wycinek krajobrazu i od razu nas tam przenosi.
Ale największym mistrzostwem są bohaterowie powieści i to
wszyscy, bez najmniejszego wyjątku. Są to tak wyraziste postaci, nietuzinkowe,
a do tego niewyidealizowane, tylko prawdziwe – tacy ludzie z krwi i kości,
których można spotkać – no może nie wszystkich na każdym kroku, ale na pewno –
jak się dobrze rozejrzymy, to zauważymy ich wśród naszych znajomych,
przyjaciół, sąsiadów. Oczywiście ze względu na rodzaj całej akcji bohaterowie
Ciszewskiego muszą oznaczać się wyjątkową sprawnością, nie na co dzień
spotykanymi umiejętnościami, ale jednocześnie również im może coś się nie udać,
mogą trafić na lepszego od siebie lub też kierować się emocjami a nie rozumem –
czyż to nie jest ludzkie, normalne, prawdziwe? Ciszewski pokazał, że wśród
zwykłych ludzi nie ma super-bohaterów z bajek dla dorosłych, że dobro nie
zawsze zwycięża, że często potrzebne są ofiary, a śmierć może dosięgnąć
każdego, nawet tego najlepiej wyszkolonego, najbardziej sprawnego,
najsilniejszego. Nie dzieli również ludzi na dobrych i złych, na białych i
czarnych – podobnie jak w życiu nie ma ludzi kryształowo dobrych, czy do szpiku
kości złych, tak samo w naszej książce w każdym znajdziemy mieszankę cech.
Oczywiście nasza sympatia będzie po jednej stronie – tej z pozoru słabszej i
lepszej, ale strona przeciwna nie wywoła u nas nienawiści, tylko najwyżej pewną
dozę zdziwienia i zaniepokojenia faktem, do jakiego działania może być zdolny
człowiek, przyzwyczajony (a w zasadzie wyszkolony) do ślepego posłuszeństwa
rozkazom.
Tak – z tymi ludźmi na pewno nie będziemy się nudzić. Wręcz
przeciwnie – książki nie sposób odłożyć na półkę, dopóki nie przeczyta się jej
ostatniej strony. Ja zaczęłam ją czytać późnym popołudniem i gdy skończyłam
zorientowałam się, że jest 4 rano.
Dynamizmowi i brawurze powieści sprzyja również jej
konstrukcja. Krótkie, parostronicowe scenki, każda dotycząca wydarzeń związanych
aktualnie z inną postacią dodają fabule szybkości i powodują, że czujemy się
jakbyśmy w magiczny sposób czuwali nad całością i ją bez problemu ogarniali.
Mimo pozornego chaosu w żaden sposób nie przeszkadza nam to, cały ciąg zdarzeń
przewija się przed naszymi oczami jak sceny z doskonałego, sensacyjnego filmu,
a my czujemy się jakbyśmy byli gdzieś w samym środku. I tylko wytężamy wzrok, żeby
dojrzeć czające się niebezpieczeństwo możliwie szybko, zareagować na nie i
uratować swoje życie.
Podkreślany wcześniej przeze mnie realizm miejsca, pogody
czy postaci miał służyć – wg mnie – również innemu celowi. Miał urzeczywistnić
i podnieść prawdopodobieństwo zdarzeń, które dla zwykłego śmiertelnika mogą wydawać
się całkowitą, nierealną fikcją literacką. Chodzi mi tu o całe podłoże
polityczne, rozgrywające się gdzieś w oddaleniu od zasadniczego dramatu. „Wiatr”
bowiem to typowy thriller polityczny i rozgrywki grup polityczno-gospodarczych,
wywiadów obcych państw i cała intryga na najwyższym szczeblu państwowym dodaje
niesamowitego smaczku całej opowieści. To ona ma wpływ na to, że książkę
czytamy z wypiekami na twarzy, zastanawiając się nad tym, czy rzeczywiście taka
afera międzynarodowa jest możliwa. I wierzymy Autorowi, że dla „tych na górze”
życie jednostki nic nie znaczy, że jesteśmy tylko pionkami na olbrzymiej
szachownicy, które może zniszczyć byle podmuch wiatru, albo broń wyszkolonego
konika szachowego.
Ciszewski potrafił również utrzymać całą powieść w mroźnym,
tajemniczym, mrocznym i zamglonym klimacie. Przez prawie 400 stron rozgrywają się
zdarzenia z jednej nocy, zdarzenia owiane tajemnicą nie tylko dla nas
czytelników, ale również dla samych bohaterów. Oni również, podobnie jak my,
nie wiedzą, co się dzieje, nie znają przyczyn tego, że nagle stali się
niewygodnymi świadkami zdarzeń, z powodu których muszą umrzeć. Ba…my jesteśmy w
dużo lepszej sytuacji niż oni, bo nasze puzzle powoli zaczynają pasować do
siebie, a ich układanka jeszcze długo leży porozwalana na stole. Ta niewiedza i
niepewność bohaterów to kolejny zabieg pisarza, zabieg, który miał utrzymać tajemniczy
klimat powieści i…w 100% utrzymał.
Nie znam niestety pozostałych części cyklu, więc trudno mi
by było te książki w jakiś sposób porównać. Ale wiem jedno, ze jeśli są choć w
50% tak dobre jak „Wiatr” (a wierzę w talent Autora), to ja – raczej nie-adresat
powieści Ciszewskiego – funduję sobie z nimi wkrótce randkę w ciemno. I pewnie
znowu je przeczytam jednym tchem, nawet gdybym miała zarwać całą noc … Brawo
Panie Marcinie – dla mnie jesteś mistrzem.
---------
[1] Marcin Ciszewski „Wiatr”, ZNAK Litera nova 2014, str.22
. Za
możliwość przeczytania tej książki bardzo dziękuję panu Tomkowi z Wydawnictwa ZNAK
Literanova
10/10 - koniecznie muszę zapisać sobie ten tytuł ;)
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja :) Słyszałam o tej książce, ale nawet nie wiedziałam, że może być aż tak dobra. :) Jak wiesz lubię takie klimaty w powieściach - więc muszę ją koniecznie przeczytać.
OdpowiedzUsuńA to 10/10 dodatkowo zachęca!:P
Ogromnie mnie intryguje twórczość tego autora, bo - jak widać - zbiera świetne recenzje.
OdpowiedzUsuńDzięki za recenzję. 10/10 to naprawdę mocna ocena (nie wiem ile książek taką by u mnie dostało :) Niemniej jednak twórczość Ciszewskiego darzę dużą sympatią. Polecam szczególnie Fantom
OdpowiedzUsuń