czwartek, 31 lipca 2014

# 151. "Wiatr" - Marcin Ciszewski



„Wiatr”– Marcin Ciszewski <recenzja,33>




Wydawnictwo: Znak litera nova
Rok wydania: 2014
Oprawa: miękka
Ilość stron: 394
ISBN: 978-83-240-2508-4
Projekt okładki: Paweł Panczakiewicz
Półka: posiadam
Moja ocena: 10/10

Przeczytana:  20 lipca 2014

Kupisz:  u Wydawcy 
DobreKsiążki  inBook  Matras  
e-book: Woblink
                                        audiobook: Audioteka




Sylwester – jedyna noc w roku, kiedy każdy chce się zabawić i spędzić ją w jakiś szczególny sposób. Wśród grona przyjaciół, w ciekawym miejscu szaleć do białego rana i hucznie powitać nowy rok. Takim specjalnym miejscem byłyby dla każdego na pewno góry. Bo pomyślcie tylko, gdyby Wam ktoś zaproponował imprezę na szczycie Kasprowego Wierchu w budynku górnej stacji kolejki, to czy nie przystalibyście na tę propozycję natychmiast? Nie stwierdzilibyście, że może to być romantyczna przygoda wśród ciemnych gór zasypanych białym, lśniącym w świetle księżyca śniegiem? Dookoła tylko szczyty Tatr, ciemne niebo z milionem mrugających gwiazd i Wy – uczestnicy tej niecodziennej imprezy sylwestrowej. Jak dla mnie – bomba !!!
Gorzej jak pogoda będzie chciała urozmaicić nam nieco tę noc i temperatura spadnie do -20 stopni, rozszaleje się silny wiatr, a tumany wszędobylskiego śniegu będą utrudniały próby poruszania się po dostępnym terenie. Ale my przecież jesteśmy w zamkniętym pomieszczeniu, więc nam aura niestraszna. A rano wszystko się uspokoi i wszyscy grzecznie opuścimy to miejsce, oczywiście na nartach.
A jeśli nasze pomieszczenie zostanie pozbawione z jakiegoś, bliżej nieokreślonego powodu, prądu i naokoło zapanuje ciemność? To już zaczyna brzmieć trochę mniej zabawnie.
W takim razie dołóżmy jeszcze jeden element układanki. W tej całej, dość dramatycznej, przyznacie, scenerii, pojawi się… morderca.
Przyznam się Wam, że mnie powieść „Wiatr” skutecznie wyleczyła z marzeń o spędzeniu najbliższego Sylwestra na tej urokliwej górze. Uwielbiam Kasprowy Wierch i nasze przepiękne Tatry, ale będę kultywowała to uwielbienie w piękną, słoneczną pogodę.



Marcin Ciszewski jest absolwentem Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego ze specjalizacją: historia najnowsza. Interesuje się II wojną światową, a przede wszystkim przebiegiem kampanii wrześniowej.
W kręgu zainteresowań pisarza jest również narciarstwo alpejskie, które z powodzeniem uprawia. Wiele lat temu był zawodnikiem Warszawskiego Klubu Narciarskiego i brał udział w obozie treningowym na Kasprowym Wierchu. Mieszkał właśnie tam, gdzie rozpoczyna się akcja „Wiatru”, tzn. w schronisku na piętrze górnej stacji kolejki linowej. Nic więc dziwnego, że tak dobrze poznał realia pogodowo-zjazdowe panujące na Kasprowym Wierchu, co wykorzystał po latach w tworzeniu swojej powieści.
Marcin Ciszewski ma na swoim koncie już parę bestsellerów, w tym cykl „Jakub Tyszkiewicz”, do którego obok „Wiatru” należą również „Upał” i „Mróz”.

Jakub Tyszkiewicz wraz ze swoją piękną żoną Heleną spędza urlop w Zakopanem. Jest 31 grudnia, Sylwester. Za namową swojego przyjaciela Stanisława Krzeptowskiego postanawiają noc sylwestrową spędzić na szczycie Kasprowego Wierchu, w budynku górnej stacji kolejki na tańcach i zabawie do bladego świtu [1] w towarzystwie kilkunastu nieznajomych osób. I chociaż pogoda nie bardzo sprzyja wycieczce na szczyt góry, to po pełnej grozy podróży kolejką linową docierają na miejsce imprezy.
Nikt z uczestników nie podejrzewał, ile strachu i niebezpieczeństw czeka na nich tej nocy i że nie każdy doczeka bladego świtu…
Więcej z fabuły powieści nie zdradzę, choć byście mnie błagali na kolanach lub nawet zastosowali jakieś wymyślne tortury. Żeby dowiedzieć się, jakie przygody spotkały naszych bohaterów, należy po prostu chwycić za książkę i ją przeczytać. A wierzcie mi, że warto!!!

Przyznam się Wam, że na początku książka, a w zasadzie fabuła mnie irytowała. Króciutkie rozdziały niepowiązanych ze sobą faktów, wątków niespecjalnie mnie interesujących i do tego oficerowie Wydziału Terroru Kryminalnego i Zabójstw Komendy Stołecznej na urlopie, a w tle jakieś „przepychanki gabinetowe”. Stwierdziłam, że powieść nie do końca mieści się w kanonach literatury, które lubię i byłam bliska jej odłożenia na półkę. Faktycznie „Wiatr” jest raczej thrillerem przeznaczonym dla męskiej części moli książkowych, choć jak widać po mojej końcowej ocenie również „babę” może zainteresować i to jak…

Po chwilowej irytacji i znudzeniu nagle zauważyłam, że w czarodziejski sposób znalazłam się na miejscu akcji, wśród ośnieżonych gór, na szczycie Kasprowego Wierchu, dookoła hulał przeraźliwy wiatr, a trzaskający mróz przenikał mnie do szpiku kości. I bałam się, bo nie wiedziałam, czy przeżyję tę noc…
Wierzcie mi, takie wrażenie odniosłam chyba pierwszy raz w życiu – ja naprawdę tam byłam i walczyłam o życie wraz z Jakubem, Heleną czy Staszkiem. Dzień był upalny, a ja czułam mroźne powietrze. Czary jakieś, czy co?
Tak… Ciszewskiego można nazwać czarodziejem, ale czarodziejem sugestywnego słowa, czarodziejem prawdziwych opisów, czarodziejem brawurowej i dynamicznej akcji. Bo czym można wytłumaczyć to, że w jednej chwili z pozoru nudna książka pochłania cię całkowicie i nie pozwala się od siebie oderwać? Dlaczego nagle cała otaczająca cię rzeczywistość przestaje istnieć, a ty zmagasz się z mocno nieprzychylną aurą i czyhającymi zewsząd niebezpieczeństwami oraz profesjonalnymi zabójcami? Naprawdę trzeba być niebywałym mistrzem słowa i akcji, żeby doprowadzić zwykłego, a nawet negatywnie nastawionego czytelnika do takiego stanu.

Co w tej powieści jest takiego niezwykłego? Na pewno jest to wszechobecny realizm. Ta sytuacja pogodowa, ci bohaterowie, niezwykła akcja służb specjalnych – to wszystko mogło zdarzyć się naprawdę. Opisy zamieci śnieżnej, panujących ciemności, mgły, przenikającego wszystkich mrozu i wiatru są tak sugestywne, że ciebie – mimo że siedzisz w upalnym pomieszczeniu – przenika dreszcz, a po plecach szaleją niekończące się ciarki. Taka pogoda przecież w zimowych Tatrach wcale nie należy do rzadkości, więc umiejscowienie całej akcji w takich okolicznościach dodaje jej bardzo dużo autentyczności. Żaden bywalec Zakopanego i jego okolic nie mógłby się również doszukać jakichkolwiek błędów czy nieścisłości w opisach miejsca akcji. Widać od razu, że pisarz musi tam znać każdy zakręt na nartostradzie, każde drzewo czy wystający głaz. Szczegółowość opisów jest zadziwiająca, a jeszcze bardziej dziwi to, że są tak zręcznie wkomponowane w fabułę, że nasz umysł jedynie rejestruje określony wycinek krajobrazu i od razu nas tam przenosi. 

Ale największym mistrzostwem są bohaterowie powieści i to wszyscy, bez najmniejszego wyjątku. Są to tak wyraziste postaci, nietuzinkowe, a do tego niewyidealizowane, tylko prawdziwe – tacy ludzie z krwi i kości, których można spotkać – no może nie wszystkich na każdym kroku, ale na pewno – jak się dobrze rozejrzymy, to zauważymy ich wśród naszych znajomych, przyjaciół, sąsiadów. Oczywiście ze względu na rodzaj całej akcji bohaterowie Ciszewskiego muszą oznaczać się wyjątkową sprawnością, nie na co dzień spotykanymi umiejętnościami, ale jednocześnie również im może coś się nie udać, mogą trafić na lepszego od siebie lub też kierować się emocjami a nie rozumem – czyż to nie jest ludzkie, normalne, prawdziwe? Ciszewski pokazał, że wśród zwykłych ludzi nie ma super-bohaterów z bajek dla dorosłych, że dobro nie zawsze zwycięża, że często potrzebne są ofiary, a śmierć może dosięgnąć każdego, nawet tego najlepiej wyszkolonego, najbardziej sprawnego, najsilniejszego. Nie dzieli również ludzi na dobrych i złych, na białych i czarnych – podobnie jak w życiu nie ma ludzi kryształowo dobrych, czy do szpiku kości złych, tak samo w naszej książce w każdym znajdziemy mieszankę cech. Oczywiście nasza sympatia będzie po jednej stronie – tej z pozoru słabszej i lepszej, ale strona przeciwna nie wywoła u nas nienawiści, tylko najwyżej pewną dozę zdziwienia i zaniepokojenia faktem, do jakiego działania może być zdolny człowiek, przyzwyczajony (a w zasadzie wyszkolony) do ślepego posłuszeństwa rozkazom.
Tak – z tymi ludźmi na pewno nie będziemy się nudzić. Wręcz przeciwnie – książki nie sposób odłożyć na półkę, dopóki nie przeczyta się jej ostatniej strony. Ja zaczęłam ją czytać późnym popołudniem i gdy skończyłam zorientowałam się, że jest 4 rano.

Dynamizmowi i brawurze powieści sprzyja również jej konstrukcja. Krótkie, parostronicowe scenki, każda dotycząca wydarzeń związanych aktualnie z inną postacią dodają fabule szybkości i powodują, że czujemy się jakbyśmy w magiczny sposób czuwali nad całością i ją bez problemu ogarniali. Mimo pozornego chaosu w żaden sposób nie przeszkadza nam to, cały ciąg zdarzeń przewija się przed naszymi oczami jak sceny z doskonałego, sensacyjnego filmu, a my czujemy się jakbyśmy byli gdzieś w samym środku. I tylko wytężamy wzrok, żeby dojrzeć czające się niebezpieczeństwo możliwie szybko, zareagować na nie i uratować swoje życie.

Podkreślany wcześniej przeze mnie realizm miejsca, pogody czy postaci miał służyć – wg mnie – również innemu celowi. Miał urzeczywistnić i podnieść prawdopodobieństwo zdarzeń, które dla zwykłego śmiertelnika mogą wydawać się całkowitą, nierealną fikcją literacką. Chodzi mi tu o całe podłoże polityczne, rozgrywające się gdzieś w oddaleniu od zasadniczego dramatu. „Wiatr” bowiem to typowy thriller polityczny i rozgrywki grup polityczno-gospodarczych, wywiadów obcych państw i cała intryga na najwyższym szczeblu państwowym dodaje niesamowitego smaczku całej opowieści. To ona ma wpływ na to, że książkę czytamy z wypiekami na twarzy, zastanawiając się nad tym, czy rzeczywiście taka afera międzynarodowa jest możliwa. I wierzymy Autorowi, że dla „tych na górze” życie jednostki nic nie znaczy, że jesteśmy tylko pionkami na olbrzymiej szachownicy, które może zniszczyć byle podmuch wiatru, albo broń wyszkolonego konika szachowego. 

Ciszewski potrafił również utrzymać całą powieść w mroźnym, tajemniczym, mrocznym i zamglonym klimacie. Przez prawie 400 stron rozgrywają się zdarzenia z jednej nocy, zdarzenia owiane tajemnicą nie tylko dla nas czytelników, ale również dla samych bohaterów. Oni również, podobnie jak my, nie wiedzą, co się dzieje, nie znają przyczyn tego, że nagle stali się niewygodnymi świadkami zdarzeń, z powodu których muszą umrzeć. Ba…my jesteśmy w dużo lepszej sytuacji niż oni, bo nasze puzzle powoli zaczynają pasować do siebie, a ich układanka jeszcze długo leży porozwalana na stole. Ta niewiedza i niepewność bohaterów to kolejny zabieg pisarza, zabieg, który miał utrzymać tajemniczy klimat powieści i…w 100% utrzymał. 


Nie znam niestety pozostałych części cyklu, więc trudno mi by było te książki w jakiś sposób porównać. Ale wiem jedno, ze jeśli są choć w 50% tak dobre jak „Wiatr” (a wierzę w talent Autora), to ja – raczej nie-adresat powieści Ciszewskiego – funduję sobie z nimi wkrótce randkę w ciemno. I pewnie znowu je przeczytam jednym tchem, nawet gdybym miała zarwać całą noc … Brawo Panie Marcinie – dla mnie jesteś mistrzem.

 ---------
[1] Marcin Ciszewski „Wiatr”, ZNAK Litera nova 2014, str.22


. Za możliwość przeczytania tej książki bardzo dziękuję panu Tomkowi z Wydawnictwa ZNAK Literanova





Recenzja publikowana również:

 

Recenzja bierze udział w wyzwaniu:

 LINK


 LINK

 LINK

 LINK

 LINK

 LINK

 LINK