Agnieszka Osiecka (ur.
9 października 1936 w Warszawie, zm. 7 marca 1997 tamże) – polska poetka,
autorka tekstów piosenek, pisarka, reżyser teatralny i telewizyjny,
dziennikarka. Dziś mija 17-ta rocznica Jej śmierci.
Córka pianisty i
kompozytora Wiktora Osieckiego oraz polonistki Marii Osieckiej z domu Sztechman.
Pierwsze lata dzieciństwa spędziła w
Zakopanem, gdzie w popularnej restauracji Watra koncertował Jej ojciec. Po
wojnie rodzina Osieckich zamieszkała na Saskiej Kępie w prawobrzeżnej dzielnicy
Warszawy. Niewielkie mieszkanie przy ul. Dąbrowieckiej 25 stało się dla Poetki
ulubionym miejscem pracy na całe życie. Choć mieszkała okresami we własnym domu
w Falenicy, w willi przy ulicy Jakiela na Żoliborzu czy na Manhattanie, to
jednak najważniejsze utwory powstawały przy biurku w rodzinnym mieszkaniu. Stąd
przeprawiała się kajakiem przez Wisłę, aby trenować pływanie na basenie Legii i
tu wracała po nieudanych związkach małżeńskich. Niezwykle uzdolniona,
zaliczając program dwóch lat w jeden rok, ukończyła Liceum Ogólnokształcące im.
Marii Curie-Skłodowskiej w 1952 roku.
W latach 1952–1956
studiowała na Wydziale Dziennikarskim Uniwersytetu Warszawskiego, w latach
1957–1962 na Wydziale Reżyserii Filmowej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej i
Filmowej w Łodzi, uzyskując dyplom reżysera etiudą filmową Słoń. Szybko jednak zdała sobie sprawę, że zdolności organizacyjne
i umiejętności kierowania dużymi grupami ludzi nie są jej najsilniejszą stroną.
Pragnęła, aby efekt jej twórczości był zależny przede wszystkim od niej samej.
Dlatego porzuciła reżyserię i zajęła się pisaniem. W latach 1954–1972 związana
była ze Studenckim Teatrem Satyryków (STS); była członkiem rady artystycznej
tego teatru i tam także debiutowała jako autorka tekstów piosenek; napisała ich
dla tej sceny 166. Były to piosenki o tematyce lirycznej, nie pozbawione jednak
akcentów społecznych ("Piosenka o okularnikach", "Widzisz
mała", "Kochankowie z ulicy Kamiennej", "Zabawa w
Sielance", "Wysoki Sądzie" i inne). Zwykła mawiać: Jestem dziennikarką. Dlatego wiele moich
piosenek to po prostu rymowane reportaże.
W latach 1954–1957
publikowała swoje teksty, eseje i reportaże w „Głosie Wybrzeża”, „Nowej Kulturze”,
„Sztandarze Młodych” i „Po Prostu”. Później pisała również w „Literaturze”,
„Kulturze” i „Polsce”. Była członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.
W Polskim Radiu
zadebiutowała w 1962 roku piosenką "Mój pierwszy bal" do muzyki
Franciszki Leszczyńskiej i w nagraniu Kaliny Jędrusik. Wcześniej Jej teksty
wykorzystywano w radiowym Teatrzyku Małych Form "Zwierciadło"
redagowanym przez Jarosława Abramowa-Newerlego. Na pierwszym Festiwalu Polskiej
Piosenki w Opolu w 1963 roku odniosła wielki sukces, otrzymując nagrodę
indywidualną za "Piosenkę o okularnikach" oraz sześć wyróżnień za
piosenki: "Białe małżeństwo", "Czerwony Kapturek",
"Gdzie jest szlagier", "Kochankowie z ulicy Kamiennej",
"Solo na kontrabasie", "Ulice wielkich miast".
Uznana za czołową
przedstawicielkę nowej generacji twórców piosenek otrzymała propozycję prowadzenia
w Polskim Radiu zespołu pod nazwą Radiowe Studio Piosenki. Tu poznała wielu
muzyków i kompozytorów. W ciągu 7 lat działalności zespół nagrał i przedstawił
w programach Polskiego Radia ponad 500 piosenek, wprowadzając na profesjonalne
estrady późniejsze gwiazdy: Ewę Demarczyk, Marylę Rodowicz, Łucję Prus,
Wojciecha Młynarskiego, zespoły Skaldowie i Alibabki, Marka Grechutę, Tadeusza
Woźniaka, Kazimierza Grześkowiaka i wiele innych znanych postaci estrady i
sceny. Teksty cyklicznych audycji pisała Agnieszka Osiecka (pod koniec
działalności Studia - Wojciech Młynarski), czytał aktor Edmund Fetting.
Związki ze Studenckim
Teatrem Satyryków na zawsze zaszczepiły w Agnieszce Osieckiej miłość do sceny.
Równolegle więc do współpracy z Polskim Radiem Autorka tworzyła sztuki i
spektakle z piosenkami dla teatrów i telewizji. W grudniu 1963 roku razem z
kompozytorem Adamem Sławińskim zaczęła pisać dla Teatru Telewizji cykl
programów zatytułowany: "Listy śpiewające". Pierwszy program
"Byle nie o miłości" reżyserował Edward Dziewoński, następne Olga
Lipińska. W Listach pragnęliśmy -
napisali autorzy - w sposób smutny i
śmieszny opowiedzieć o trudnościach, z jakimi stykają się ludzie przy próbach
osiągnięcia głębszego porozumienia (...). Chcieliśmy też słowem i muzyką opisać
pejzaż naszej ojczyzny bławatno-zielonej. Te zdania mogłyby z powodzeniem
stanowić motto twórczości Poetki. "Listy śpiewające" zostały
wyróżnione nagrodą prezesa RTV w 1967 roku.
Jej pierwszą sztukę
przygotowaną z myślą o zawodowej scenie "Niech no tylko zakwitną
jabłonie" wystawił Teatr Ateneum, z którym była związana przez wiele
następnych lat. Pragnęła sprawdzać się w różnych gatunkach literackich:
widowiskach muzycznych, collage'ach, monodramach, powieściach, wierszach,
powiastkach dla dzieci i młodzieży, słuchowiskach radiowych, a nawet w reklamie
(wygrała konkurs ogłoszony przez koncern Coca-cola hasłem: Coca-cola - to jest to!). Muzykę do Jej piosenek komponowali
wybitni twórcy powojennej muzyki rozrywkowej: Seweryn Krajewski, Adam
Sławiński, Krzysztof Komeda, Andrzej Zieliński, Jacek Mikuła, Katarzyna
Gaertner, Zygmunt Konieczny i wielu innych. O Jej teksty zabiegali liczący się
w Polsce piosenkarze i aktorzy. Zazwyczaj nikomu nie odmawiała. Do swoich
ulubionych wykonawców zaliczała Kalinę Jędrusik, Marylę Rodowicz, Magdę Umer,
Seweryna Krajewskiego, Annę Szałapak, Krystynę Jandę, zespół Skaldowie.
Słuchając Jej piosenek,
można odnieść wrażenie, że naprawdę potrafiła kochać. Nic bardziej mylnego. Od
zawsze męczyły ją role żony czy kochanki. Potrzebowała wolności. Jej zawsze szukała.
A miłość? Na mężczyzn miała swoją metodę. Najpierw rozkochać, a potem porzucić,
zdradzić. Wtedy czuła się spełniona.
(...) W
jej pokoju stoi stare biurko przykryte szklanym blatem. Przygnieciona szkłem
leży kolekcja fotografii mężczyzn jej życia. Spoczywają tam, jak przyszpilone
owady, które już nie odfruną. Jeden zasłania drugiego, gdyż nie mieszczą się w
tłoku, jaki zrobili – napisał w swojej książce Jerzy Urban, bliski znajomy
Osieckiej jeszcze z czasów studiów. Urban idzie dalej i wymienia „przyszpilone
owady”: Wojciech Frykowski, Andrzej Jarecki, Daniel Passent, Marek Hłasko.
Mężczyźni jej życia? Na pewno nie wszyscy. Ale ci najbardziej znani, z którymi
łączyły poetkę burzliwe związki – emocjonalne, przyjacielsko- -partnerskie czy
twórcze, które potem przechodziły w uczuciowe. Wszystkie, bez wyjątku, mają
jedną wspólną cechę – musiały być skomplikowane. Taką już miała naturę autorka
kultowej „Małgośki”. Mam skłonność do
życia we śnie, do zmyślania sobie ludzi i sytuacji. Do urabiania życia na
kształt teatru. Do nierzeczywistości. Wychodzę za mąż za nieznajomych,
opowiadam o nieznajomych – oznajmiała i dodawała: Miałam zawsze skłonności do kręcenia się wokół chłopców, którzy nie
bardzo kręcili się koło mnie. Ta skłonność to »mamusia« wielu moich
piosenek(...)
Z Markiem Hłasko, z
którym związek poetki przeszedł do legendy, poznali się pod koniec lat
pięćdziesiątych. Wcześniej Osiecka rozstała się z Witoldem Dąbrowskim, którego
poznała podczas Międzynarodowego Festiwalu Młodzieży. Był tak jak ona poetą. Z
kolei autora „Pierwszego kroku w chmurach” dostrzegła jako dziewiętnastolatka. Nie byłam wtedy taka poważna, lubił mnie
wtedy rozmaicie przezywać: »Ty masz rozszerzenie na dziób, a zwężenie na
móżdżek«, ponieważ byłam wielką gadułą – opowiadała po latach. Poetka
poszła razem z nim na bal maskowy, który odbywał się w warszawskim liceum im.
Stefana Batorego. Niedługo potem Marek Hłasko zaręczył się z Agnieszką. Bardzo
tradycyjnie. W obecności jednej i drugiej mamy (ojciec Osieckiej nie zgadzał
się na związek córki z pisarzem). Panna
Czaczkes – tak nazywał ją pieszczotliwie.
Marek był jeszcze
barwniej upierzonym ptakiem! Raz odgrywał kowboja, raz starca pochylonego nad
grobem, raz typa spod ciemnej gwiazdy, raz znowu brutalnego macho, to znamy z
jego prozy. W życiu Marka kobiety chyba
nie odgrywały większej roli (...) Ale lubił mnie, czuliśmy czułość –
pisała. Wspólnie jeździli często do Kazimierza nad Wisłą. Tak mówiła potem o
tamtych momentach w wierszu zatytułowanym „Marek”: (...) Odtąd wędruję z cieniem twoim przez leśne wzgórza i równiny, a w
kazimierzowskim polu stoi samotny, dumny krzak tarniny. Do końca życia
miała w swoim pokoju maszynę do pisania, która należała do Hłaski. Został jej
po nim także biały kożuch.
Przed jego śmiercią
spotkali się w 1968 roku w Kalifornii. Minęło dziesięć lat od momentu, jak widzieli
się po raz ostatni. Tak o tym pisała: (...) Nie
czułam żadnych uczuć, nie miałam żadnych skojarzeń. Kiedy byli razem,
Osiecka napisała – chyba najdobitniej określający jego naturę – wiersz: Niekiedy wilkiem się nazywał. Lecz wilkiem
nie był. Raczej chciał być. Gdy cały naród raźnie śpiewał, on wolał zawyć. Żył
tu więc chłopiec jak wędrująca gwiazda. Calutkiej on Europie pokazał błazna.
Jeśli
idzie o mojego pierwszego męża, Wojtka Frykowskiego, to podejrzewam, choć nie
najlepiej to o mnie świadczy, bo już byłam wtedy mocno dojrzałą dziewczyną, że
to również był tylko flirt, a nie miłość. Wojtek był postacią tak malowniczą,
że w wielu ludziach, nie tylko we mnie, wzbudzał fascynacje literackie.
Posiadał swoisty dar uwodzenia ludzi, nie tylko kobiet, ale i mężczyzn. Każdy
miał wrażenie, że w chwili poznania Wojtka otwierał się przed nim baśniowy
świat kolorowych przygód – napisała, wspominając swoje pierwsze
małżeństwo. Agnieszka i Wojtek poznali się w łódzkiej szkole filmowej, w której
Osiecka studiowała reżyserię. Pobrali się w 1963 roku w Zakopanem. Świadkami na
ich ślubie byli: aktor Bogumił Kobiela i kompozytor Krzysztof Komeda.
Przez
parę tygodni byłam zakochana jak głupia koza. Serce mi skakało jak na zabawie...
– mówiła Osiecka kilka lat później. Po powrocie z Zakopanego poetka i producent
filmowy zamieszkali w posiadłości ojca Frykowskiego kilkadziesiąt kilometrów od
Warszawy, w Radonicach. Do legendy przeszły obiady na „frykowisku”, jak
nazywała to miejsce Agnieszka. Przyjeżdżali na nie m.in. Stanisław Dygat,
Zbigniew Cybulski, Jerzy Skolimowski.
Dlaczego poetka
poślubiła Frykowskiego? Wiele osób uważało, że przez innego mężczyznę Andrzeja
Jareckiego, współtwórcę STS-u, na którym jej naprawdę zależało. On z kolei miał
„na oku” piosenkarkę i aktorkę Annę Prucnal. Małżeństwo z Wojtkiem Frykowskim
nie przetrwało nawet 6 miesięcy. Bez
chwili wahania rzucałam się w mętne bajoro życiorysu Wojtka Frykowskiego –
skwitowała gorzko ich wspólne miesiące.
Po Frykowskim, który w
1969 roku zginął w Los Angeles zamordowany przez bandę Charlesa Mansona, poetka
wyszła po raz drugi za mąż, za reżysera teatralnego z Krakowa Wojciecha
Jesionkę. Ten ich związek trwał tak bardzo
krótko i był tak zwyczajny, że popadł w całkowite zapomnienie (...) –
twierdzi aktorka Alina Janowska, która wtedy przyjaźniła się z poetką i jej
mężem.
O kolejnej miłości Agnieszki
Osieckiej - do Jeremiego Przybory – nie mówiło się głośno do chwili publikacji
książki „Listy na wyczerpanym papierze”. Jej pomysłodawczynią jest przyjaciółka
bohaterów publikacji Magda Umer, która tak opisuje moment, kiedy dowiedziała
się, co łączyło kiedyś Przyborę i Osiecką: To
ty nie wiesz, że oni kiedyś byli razem? Naprawdę? Tak, tak, ale bardzo dawno
temu i to nie było nic poważnego. Nie wiedziałam – pisze Umer w „Listach na
wyczerpanym papierze”. Książka, która ukazała się kilkanaście miesięcy temu,
zawiera kilkadziesiąt listów, telegramów, kartek pocztowych z intymną, bardzo
osobistą korespondencją między poetką a Jeremim, legendą „Kabaretu Starszych
Panów”.
Z
tej dziwnej miłości powstały najpiękniejsze piosenki (...) W tych piosenkach i
listach ich uczucie żyje do dziś – pisze we wstępie do
książki jej autorka. Skrupulatnie ułożone dokumenty pochodzą z okresu dwóch
lat: od 1964 roku.
Kim byli Osiecka i
starszy od niej Przybora, kiedy się zakochali: Umer pisze: On miał 49 lat, był już po raz drugi żonaty. Miał małego synka
Konstantego i dorastającą, piękną córkę z pierwszego małżeństwa – Martę (...).
Ona była piękną, 28-letnią rozwódką po przejściach. To bez wątpienia
najbardziej romantyczny związek autorki tekstu piosenki „Niech żyje bal”.
Dowodzi tego miłosna korespondencja obojga: Kocham
Pana po swojemu, Kocham Pana tak jak umiem (Osiecka do Przybory), Bądź cieplejsza o dwa słoneczka, nie więcej
– dobrze? (Przybora do Osieckiej, Wielkanoc 1964). Przybora do Osieckiej,
(któryś kolejny marzec) Agnieszko! Nie
krytykuj tej Wiosny, bo to nasza – pierwsza. A w 1964 roku, 17 maja,
Osiecka wysłała do Przybory list zawierający m.in. takie zdania: Wiesz, jest w nas obojgu coś takiego (...)
co powoduje, że z przerażeniem myślę o chwili, kiedy znajdziemy się sami w
pokoju, ale z drugiej strony... śni mi się, że Ciebie całuję. Ciągle sobie
Ciebie wyobrażam, aż się w głowie kręci....
A potem?.. Potem
Agnieszka zakochała się w ogromnych oczach. Czyich? Daniela Passenta, kolejnego
mężczyzny jej życia. Ich związek miał jednak niewiele wspólnego z poprzednim:
pełnym pasji i delikatności. (...)
Stanowiła w jego życiu huragan (...) – tak o wspólnym „byciu” dziennikarza
i poetki napisał Jerzy Urban. A zapytana o to, co fascynowało ją w Passencie,
Osiecka odparła: No chyba przede
wszystkim oczy. Był młody. (...) Gdy czasem pokazuje się w telewizji, widzę te
same ogromne oczy, w których – bardzo głęboko schowany za dobrym wychowaniem –
jest temperament, strach i figlarność. To właśnie z Danielem Passentem
poetka miała jedyną córkę, Agatę, dzisiaj opiekującą się spuścizną artystyczną
po mamie. I ten związek jak poprzednie nie przetrwał. Kiedy się rozstali, Agata
miała osiem lat. Agnieszka miała rzadką
umiejętność nie tylko nawiązywania związków, ale również ich kończenia. Zarówno
w życiu osobistym, jak i we współpracy z artystami (...) – powiedział w
2006 roku Daniel Passent. Dalej twierdził, że Osiecka: (...) Jest jednocześnie osobą bardzo zdecydowaną i kategoryczną, kiedy
zmierza do jakiegoś celu. Zarówno, kiedy tym celem jest opublikowanie wiersza
(...) czy też miłość (...) wówczas z bardzo delikatnego motyla zmienia się w
czołg, który miażdży wszystko po drodze. Mimo to zachowaliśmy dobre stosunki,
między innymi dlatego, że mamy dziecko” – wspomina.
Przyjaciółka poetki
Zuzanna Łapicka-Olbrychska przyznaje, że powodem rozstania Osieckiej z Passentem
był kolejny mężczyzna – Zbyszek, pracował
wtedy w jednym z bardzo znanych tygodników, który z Agnieszką spędził
kilkanaście lat.
Trzy lata przed
śmiercią Osiecka poznała pochodzącego z Niemiec nieco ekscentrycznego, młodego
sopockiego artystę. No i jeszcze ten
André. Chyba prezent od Boga na jesień życia. Jeden z niewielu mężczyzn, który
darzył ją bezinteresowną przyjaźnią. Ona przy nim znowu rozkwitła – mówi o
ostatnim związku Osieckiej inna poetka Magda Czapińska. André Ochodlo, aktor,
reżyser teatralny, pieśniarz oraz dyrektor Teatru Atelier w Sopocie. Spotkali
się w 1994 roku. Żyjąc w Niemczech, nie
byłem obciążony mitem Agnieszki Osieckiej. Wiedziałem tylko, że jest znana i
pisze piosenki – mówił artysta.
André zaprosił Osiecką,
żeby zaczęła pisać dla teatru. W okresie
trzech lat dostałem od niej przyspieszony kurs życia. Gdy zmarła, powoli
docierało do mnie, jak wiele mi dała (...). Te wartości pozostały we mnie, tak
więc i ona jest wciąż obecna (...) – opowiadał, kiedy odeszła. Dzięki Agnieszce dotknąłem takich pojęć, jak
dobroć i tolerancja, strach, nieśmiałość, samotność (...)– mówił. André był
z poetką do samej jej śmierci. Było między nimi 27 lat różnicy.
Dzięki niemu w latach
1994–1996 współpracowała z Teatrem Atelier w Sopocie, dla którego napisała
swoje ostatnie sztuki i songi uznane przez krytykę za najdoskonalsze w jej
artystycznym dorobku. Od 1997 jest patronką tego teatru. Co roku odbywają się w
nim półfinałowe koncerty konkursu na interpretację piosenek Agnieszki Osieckiej
pod nazwą Pamiętajmy o Osieckiej.
Prócz tego jej imieniem nazwano studio Programu III Polskiego Radia, gdzie
odbywają się prestiżowe koncerty polskich i zagranicznych gwiazd.
Zmarła 7 marca 1997 w
wyniku choroby nowotworowej (rak jelita grubego). Uroczystości pogrzebowe
Agnieszki Osieckiej odbyły się w kościele św. Karola Boromeusza. Została
pochowana na warszawskich Powązkach – kwatera wpr 284b. Dorobkiem Agnieszki
Osieckiej zajmuje się założona przez córkę poetki Agatę Passent Fundacja
Okularnicy. Obecnie wydaje 14-tomowy Wielki śpiewnik Agnieszki Osieckiej. W
1997 na Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu Magda Umer przedstawiła wyreżyserowany
przez siebie koncert-spektakl Zielono mi,
składający się z piosenek Agnieszki Osieckiej, w którym wystąpiła plejada
gwiazd polskiej estrady muzycznej.
Dziękuję Pani Agnieszko za te wszystkie chwile wzruszeń, jakie przeżyłam słuchając Pani przepięknych piosenek. Będę o Pani zawsze pamiętać.
Czy jest ktoś, kto nie lubi (przynajmniej niektórych) piosenek Osieckiej? Wspaniała artystka, intrygująca kobietą, swoją twórczością zdobyła sobie nieśmiertelność. Niech żyje bal! Niech żyje Osiecka!
OdpowiedzUsuń"wygrała konkurs ogłoszony przez koncern Coca-cola hasłem: Coca-cola - to jest to!" - No popatrz, nie wiedziałam o tym. ;)
Też nie miałam o tym zielonego pojęcia:) Wspaniała kobieta!
UsuńChyba nie sposób nie znaleźć sobie w jej twórczości choć paru piosenek - napisała ich przecież całe mnóstwo :) Na pewno warto o niej pamiętać :)
UsuńSzkoda, że tak szybko odeszła. Mogła napisać jeszcze więcej wspaniałych tekstów.
OdpowiedzUsuńNiestety - wielu z wielkich artystów odeszło za wcześnie :(
UsuńUwielbiam pisarstwo Osieckiej, chociaż jej samej już nie do końca. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńw sumie to właśnie jej twórczość jest najważniejsza :)
Usuń