„Huragan miłości”–
Sandra Brown <recenzja,22>
Tytuł
oryginalny: 22 Indygo Place
Tłumaczenie:
Anna Kruczkowska
Wydawnictwo: Libros
Rok wydania: 2000
Rok wydania: 2000
Oprawa: miękka
Ilość stron: 175
ISBN: 83-7227-611-0
Ilość stron: 175
ISBN: 83-7227-611-0
Półka: posiadam
Moja ocena: 5/10
Przeczytana: 21 maja 2014
Kupisz:
Dziś chciałam Wam króciutko opowiedzieć o kolejnej pozycji „autobusowej”.
Dlaczego „autobusowej”? Wg mnie książka czytana w środkach komunikacji
miejskiej musi spełniać kilka warunków, a mianowicie musi posiadać niewielkie gabaryty,
żeby nie przeciążać i tak nielekkiej damskiej torebki i musi nie być powieścią za
bardzo ambitną, bo w autobusie trudno się skupić i całkowicie oddać lekturze. Mój
wybór tym razem znowu padł na książkę Sandry Brown, która stała sobie spokojnie
od paru lat nieprzeczytana na półce. Po lekturze "Upadku Adama" spodziewałam się lektury lekkiej, łatwej i przyjemnej i taką książkę
dostałam.
Sandra Brown urodziła się 12 marca 1948 roku w Waco w stanie
Teksas. Ukończyła anglistykę na Texas Christian University. Swoją karierę
zawodową rozpoczęła jako modelka i prezenterka telewizyjna, karierę literacką
natomiast rozpoczęła od krótkich romansów i powieści historycznych, publikując
je pod różnymi pseudonimami, np. jako Laura Jordan czy też Rachel Ryan. Gdy
odniosła sukces wydawniczy zaczęła pisać pod własnym nazwiskiem. Jej utwory,
głównie romanse z wątkiem kryminalnym, regularnie pojawiają się na prestiżowych
amerykańskich listach bestsellerów. Napisała ich ponad siedemdziesiąt –
przetłumaczono je na 25 języków i wydano w łącznym nakładzie ponad 50 mln
egzemplarzy. Sandra Brown mieszka
obecnie w Arlington w stanie Teksas z mężem Michaelem. Jest matką dwójki, chyba
już dorosłych dzieci.
Laura Nolan, główna bohaterka powieści „Huragan miłości”,
jest typową panienką z dobrego domu. Bezproblemowe dzieciństwo, ukończone dobre
szkoły, kochający rodzice, dbający o swoją jedynaczkę, arystokratyczne
pochodzenie. Czego więcej potrzeba do szczęścia? Niestety bajka kończy się wraz
ze śmiercią ukochanego ojca. Okazuje się, że po paru nieudanych
inwestycjach, Laura dziedziczy po nim całą masę długów i musi wystawić na
sprzedaż posiadłość, w której się wychowała. Jaka będzie jej przyszłość?
I James Paden –
główna postać męska w powieści. Zupełne przeciwieństwo Laury. Ojciec alkoholik,
bieda, matka niedająca sobie rady z życiem i utrzymaniem rodziny, wychowany
w domu, w którym brakowało miłości i czułości. Maturę zdał parę lat przed Laurą
i pod wpływem opinii publicznej opuścił rodzinne miasteczko, gdzie był uznawany
za typowego chuligana. Ale James się nie poddał i choć wszyscy w miasteczku
uważali, że wcześniej czy później skończy w więzieniu, to dzięki sile woli i
zaciętości zrobił oszałamiającą karierę, najpierw jako kierowca rajdowy, a
potem właściciel sieci sklepów z częściami zamiennymi do samochodów
wyścigowych.
I właśnie tych dwoje jakże różnych ludzi spotyka się na
początku powieści. Po zupełnie innych stronach niż można by było się
spodziewać. Laura sprzedająca rodzinną posiadłość, zadłużona, pełna smutku i
rozgoryczenia, choć nadal piękna i pociągająca i James – bogaty, ubrany w
markowe, drogie ciuchy, nieco bezczelny, nonszalancki i niesamowicie
przystojny. Człowiek, który chce kupić dom przy Indygo Place 22, do którego
kiedyś nie miał prawa wstępu. Co z tego wyniknie? W zasadzie od samego
początku wiadomo… W romansach nie jest zwykle kwestią, co połączy dwoje ludzi,
ale jak do tego dojdzie i jakie okoliczności doprowadzą do oczekiwanego zawsze
happy endu. Jak to się stanie, że dwie początkowo wrogo do siebie
nastawione osoby będą ze sobą na dobre i na złe. Ale nie będę Wam tego
opowiadała. Jeśli ktoś chce się tego dowiedzieć, to nic prostszego – wystarczy tylko
przeczytać „Huragan miłości”.
Czy ta powieść Sandry Brown jest typowym, banalnym, płytkim romansem?
W pewnym sensie na pewno tak… Jest dwoje ludzi, którzy mimo dwóch zupełnie odmiennych
środowisk, z jakich pochodzą, spotkali się i pokochali. Trudno o coś bardziej
banalnego, prawda? Ale jednocześnie autorka zwróciła uwagę na parę problemów,
nieco poważniejszych i głębszych, a to dodaje temu romansowi nieco ciekawszych
barw i pozwala postawić go na wyższą półkę niż płytkie romansidło. Już choćby
problem statusu społecznego mającego tak wielki wpływ na dalsze posunięcia człowieka
i w zasadzie całe jego przyszłe życie, daje temat do przemyśleń i refleksji. Tu
autorka niejako odwraca sytuację i pokazuje, że człowiek jest „sam kowalem
swojego losu” i zawsze z każdej pozycji społecznej może się dźwignąć i odwrócić
swój los. I jednocześnie pokazuje, że nic nie jest nam dane na zawsze –
wystarczy parę fałszywych ruchów i błędnych poczynań i … spadasz na dno. Czyż
nie takie jest życie? Na pewno nieraz niejeden z nas tego doświadczył.
Jest jeszcze coś, co mnie bardzo ujęło w tej powieści.
Miłość okazywana przez Jamesa – i nie chodzi tu o „wybrankę jego serca”, ale o
małą dziewczynkę, jego córeczkę. To naprawdę piękne jak potrafi kochać ktoś,
kto w swoim dzieciństwie w zasadzie nie zaznał miłości ojcowskiej. Kocha tak,
jakby chciał swojemu dziecku przekazać miłość, która mu się należy, ale
również tę drugą, która wcześniej należała się jemu, a której nikt mu nie dał.
Jakże często osoby, które nie zaznały miłości rodzicielskiej, nie potrafią
kochać w przyszłości swoich dzieci. Nikt ich przecież tej miłości nie nauczył.
Może tak powinno być, może dziecko tak właśnie należy traktować? James jest
przykładem, że miłości i jej okazywania jesteśmy w stanie nauczyć się sami –
wystarczy tego tylko chcieć.
I to chyba wszystko, czym „Huragan miłości” różni się od
stereotypowego, banalnego romansu. Wiem… mało tego, ale takie lektury też mają
rację bytu. I jeśli człowiek nie spodziewa się arcydzieła, to… wszystko
przecież jest dla ludzi.
Jest jeszcze coś, co mi się podoba u Sandry Brown. To
przedstawienie postaci. Mimo małej objętości powieści autorka potrafiła ukazać
nam oboje głównych bohaterów bardzo dokładnie. Poznajemy ich z pozycji
trzecioosobowego narratora, co pozwala spojrzeć na Laurę i Jamesa bardziej
obiektywnie. Oceniamy ich na podstawie ich działań, wypowiedzi, przeszłości,
rozmów, jakie prowadzą ze sobą. Zresztą dialogi są zdecydowanie mocną stroną
powieści – nieraz uśmiechnęłam się czytając przekomarzania pary bohaterów, ich cięte
riposty i nieudolne wyznania miłosne. Trzeba przyznać, że Sandra Brown potrafi stworzyć
autentyczne postaci – ludzi, którzy nie są ideałami, ale mają wady i zalety, są
prawdziwi i tacy podobni do nas.
Książka na pewno nie jest ambitną lekturą, ale nie tego po
niej oczekiwałam. Chciałam spędzić czas w autobusie w swoim świecie, oderwanym
od rzeczywistości i pomruków pasażerów i ta powieść mi to umożliwiła. Nie
nudziłam się przy niej i nawet nie zauważyłam jak mi minęła podróż. A czyta się
ją naprawdę szybko i na te parę godzin wciąga.
Jeśli nie odczuwacie wstrętu do romansów i nie należycie do
tej grupy, która twierdzi, że romanse to niepotrzebna strata czasu i zaczytują
się w nich jedynie „kury domowe”, to sięgnijcie po „Huragan miłości”. Poleca
baba – i wierzcie mi, wcale nie „kura domowa”…
Recenzja
publikowana również:
- granice
Recenzja bierze udział w wyzwaniu:
Latem chętnie po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńmiłego czytania :)
UsuńJa również nie mam nic przeciwko czytaniu w komunikacji miejskiej, ba, zawsze można przynajmniej wypełnić ten czas oczekiwania:) A Sandry Brown jeszcze nie czytałam, ale z ogromną chęcią poznam jej jakiś utwór:)
OdpowiedzUsuńTo sięgnij raczej po romans z wątkiem kryminalnym - te są na pewno dużo ciekawsze, choć nieco grubsze, więc do autobusu się nie bardzo nadają
UsuńTak dla relaksu to taka ksiażeczka jest idealna lub np na plaże (ale w tym roku raczej nici).
OdpowiedzUsuńPS
Ładnie sie tu u Ciebie zrobiło !
Na plażę na pewno idealna :)
UsuńPS dzięki :D
Słyszałam o tej autorce, siostrze podobała się jej jedna książka.
OdpowiedzUsuńTylko jedna? :(
UsuńBardzo dużo czytam w komunikacji miejskiej, więc będę pamiętać o tej książce.
OdpowiedzUsuńTo podobnie jak ja :) - zawsze jak jadę, to książkę mam ze sobą - szkoda mi czasu na bezmyślne siedzenie w autobusie :)
UsuńCzytałam bodajże dwie książki autorki i żadna mi "nie podeszła" :/
OdpowiedzUsuńZdarza się :)...może spróbuj jej kryminały - są zdecydowanie lepsze :)
UsuńLubię takie książki, więc się skuszę :) Nie znam twórczości Sandry Borwn i to najwyższy czas, aby to zmienić. Przedostatnia okładka najładniejsza :)
OdpowiedzUsuńMnie się ta okładka też najbardziej podoba :)
UsuńJakiś czas temu czytałam S. Brown thriller "Zasłona dymna" rewelacyjna, na romanse autorki jakoś nie mam ochoty.
OdpowiedzUsuńJej thrillery są naprawdę niezłe - a romanse? Takie...do autobusu :D
Usuń