„Dziecko niczyje”– Michael
Seed <recenzja,19>
Tytuł
oryginalny: Nobody’s Child
Tłumaczenie:
Andrzej Appel
Wydawnictwo: PROMIC
Rok wydania: 2013
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Ilość stron: 286
ISBN: 978-83-7502-249-0
Rok wydania: 2013
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Ilość stron: 286
ISBN: 978-83-7502-249-0
Półka: posiadam
Moja ocena: 10/10
Przeczytana: 27 kwietnia 2014
Kupisz: u Wydawcy
Przyznam się, że książkę „Dziecko niczyje” Michaela Seeda
przeczytałam już jakiś czas temu, ale musiałam nieco ostudzić emocje, jakie mną
targały, żeby móc cokolwiek o niej napisać. Nie pamiętam, żeby jakakolwiek
książka, którą czytałam ostatnio, wywarła na mnie aż takie wrażenie. Do tej
pory, jak o niej pomyślę, to pojawiają się w moich oczach łzy, gardło zaciska
mi jakaś dziwna obręcz, a serce wali w piersiach jak oszalałe. Dlaczego? Żeby
odpowiedzieć sobie na to pytanie, to trzeba książkę przeczytać, bo słowa nawet
najlepszej recenzji nie będą w stanie tego wytłumaczyć. Ale spróbuję choć w
drobnej części udowodnić, że ta opowieść może spowodować burzę emocji i jest
warta, by po nią sięgnąć i spędzić te wszystkie opisane chwile z Michaelem
Seedem.
Kim jest Michael Seed? Myślę, że niewiele osób w Polsce o
nim słyszało, a jest on jednym z najbardziej znanych kapłanów katolickich na
wyspach brytyjskich. Naprawdę nazywa się Steven Wayne Godwin. Urodził się w
1957 roku w Manchesterze. Swoje dzieciństwo i lata wczesnej młodości opisał
właśnie w książce „Dziecko niczyje”. Dzięki tej opowieści poznała go cała
Wielka Brytania. Ale już wcześniej miał wielu przyjaciół wśród celebrytów,
koronowanych głów, był spowiednikiem Tony’ego Blaira. To właśnie dzięki niemu
Tony Blair przeszedł na katolicyzm.
A oto jak określają go przyjaciele:
Sir Jeffrey Archer,
pisarz:
Ojciec Michael Seed to
człowiek wyjątkowy i nietuzinkowy…(…). Michael obraca się wśród premierów i
zwykłych ludzi, darząc wszystkich taką samą życzliwością, ciepłem i mądrością.
Właśnie dlatego ma tak wielu przyjaciół w różnych kręgach społecznych [1]
Martina Cole,
powieściopisarka:
Michael nigdy nie zawodzi
jako przyjaciel. Potrafi słuchać, okazując przy tym zrozumienie i zachowując
zdumiewający wręcz obiektywizm. Poza tym jest wspaniałym księdzem i duszą
towarzystwa. [2]
Ann Widdecombe,
parlamentarzystka:
Jest dowcipnym, życzliwym
i bardzo gorliwym zakonnikiem. [3]
Ojciec Michael Seed przez 23 lata pełnił funkcję sekretarza
do spraw ekumenicznych przy Katedrze Westminsterskiej. Przez papieża Jana Pawła
II został uhonorowany w roku 2004 najwyższym watykańskim odznaczeniem, złotym
krzyżem Pro Ecclesia et Pontifica.
O jego dzieciństwie nie wiedział nikt (nawet najbliżsi
przyjaciele) prawie 50 lat. W końcu zdecydował się na przerwanie milczenia „dla
innych – jak mówi – żeby przestali się bać”.
Michael wraz z rodzicami Joe i Lillian Seed mieszkał od
najmłodszych lat w jednej z najbiedniejszych dzielnic Manchesteru – Openshaw,
dzielnicy przeznaczonej do rozbiórki. Z dzieciństwa nie zapamiętał domu
pachnącego czystością, dobrym jedzeniem, kwiatami – w jego domu od zawsze
pachniało stęchlizną, wilgocią i brudem. Zawsze było zimno.
Często przez całą
noc trząsłem się z zimna [4]
I jest jeszcze coś, co Michael zapamiętał i co było
zdecydowanie gorsze niż warunki bytowe panujące w domu – strach, ból, przemoc,
wieczne krzyki ojca i matki. Ojciec – strażnik więzienny od chwili jak Michael
sięgał pamięcią wyżywał się w sposób straszny na rodzinie.
Zawsze dostawałem
klapsy. Byłem też bity w nogi, pupę, po rękach, niekiedy w twarz. Mama również.
Ale czasem tata uderzał ją w twarz pięścią, rozkrwawiając jej wargę lub
podbijając oko. [5]
Matka na początku stawała w obronie syna, ale wzmagało to
tylko nienawiść i furię ojca. Z czasem coraz mniej reagowała na wszystko.
Przyczyną tego była depresja i całe tony antydepresantów i innych środków
uspokajających, które pochłaniała. Michael określał to pojęciem „wyłączona”.
mama jest „wyłączona”. Nie funkcjonowała wtedy normalnie.[6]
Czteroletnie dziecko nigdy nie miało zapewnionego jedzenia.
Musiało samo zadbać o jakąś kanapkę dla siebie, o ciepłym posiłku, obiedzie nie
było co marzyć.
Co jakiś czas w
kuchni pojawiało się nowe pudełko płatków zbożowych. Świadczyło to o tym, że
mama była na zakupach. Ale zdarzało się to nieregularnie. Niekiedy całymi
tygodniami nie było na górze żadnego jedzenia. Często jadłem na śniadanie tylko
banana lub jabłko. Podobnie było z kolacjami. [7]
Depresja, stan „wyłączenia”, ciągły, paraliżujący strach
doprowadziły matkę do wielu prób samobójczych, z których jedna – Michael miał
wtedy osiem lat – zakończyła się sukcesem.
Do przemocy fizycznej, bicia, katowania, krwi spływającej z
twarzy, krzyków matki dołączyło się również po jakimś czasie molestowanie
seksualne. Dziecko było zmuszane do wykonywania czynności, o których wiedziało,
a w zasadzie wyczuwało, że są czymś złym, ale nie było w stanie im
przeciwdziałać, czy też odmówić ojcu. Wtedy nawet noce przestały być
bezpieczne.
Jako chłopiec nie rozumiałem, kiedy inne dzieci mówiły, że mają
senne koszmary. Ja tylko podczas snu czułem się bezpiecznie. Dla mnie koszmary
zaczynały się w chwili przebudzenia. [8]
Tego typu przykłady można by mnożyć. Bicie pasem po rękach,
nogach, tułowiu, twarzy (często była to również sprzączka, co potęgowało ból),
przypalanie rozżarzonymi prętami kominkowego rusztu, molestowanie nazywane
przez ojca „wyciskaniem mleka”, ból nie do wytrzymania, paraliżujący strach,
chęć ucieczki przed przemocą i terrorem domowym. Nawet utrata przytomności w
czasie bicia strażniczą pałką nie powstrzymywała ojca przed kolejnymi atakami i
pobiciami.
I wszystko to działo się w domu – w miejscu, które powinno
być najbezpieczniejszym miejscem pod słońcem. To tu powinno się odpocząć po
męczącym dniu, poczytać książkę, pobawić zabawkami lub porozmawiać z kimś, kogo
się kocha najbardziej na świecie. Niestety takiego domu Michael nigdy nie miał.
Jak dużo dzieci i kobiet cierpiało i cierpi tak jak oni?
Na przemocy fizycznej nie kończyło się w domu Michaela.
Ojciec znęcał się również nad chłopcem i swoją żona psychicznie – poniżał,
upokarzał na każdym kroku.
…dla taty byłem „nicponiem”, „złym chłopcem”, „bezużytecznym bachorem”
i „kulą u nogi”. Często mówił mi, że jestem „dzieckiem niczyim”. A ja mu
wierzyłem. Dorastałem w przekonaniu, że jestem zły i głupi, a nasza rodzina
niczym nie różni się od innych. [9]
Ileż złego, jakiż ból emocjonalny i cierpienie wywoływały
takie słowa w sercu małego chłopca. Tym bardziej, że nie rozumiał, dlaczego
własny ojciec w ten sposób go traktuje, czym sobie na takie traktowanie
zasłużył.
…pragnąłem wiedzieć,
co jest ze mną nie w porządku, skoro wywołałem tak straszny napad złości i
agresji u człowieka, który powinien być moim opiekunem… [10]
Michael nie zaznał spokoju nawet w szkole. I choć zdarzały
się sytuacje, że nauczyciele zauważali ślady po pobiciach na ciele chłopca,
skrzętnie ukrywane pod ubraniem siniaki i rany, to jednak nikt nie był w stanie
mu pomóc. Dziecko w obawie przed kolejnymi pobiciami, nie przyznawało się do
przemocy w domu, twierdząc, że spadło ze schodów lub w inny „zwyczajny” i przypadkowy
sposób doprowadziło do obrażeń. Nikt z dorosłych nie był aż tak dociekliwy, żeby
wbrew woli chłopca zająć się jego życiem.
Nie miał również oparcia wśród kolegów szkolnych, a wręcz
przeciwnie dzieci bywają okrutne i potrafią skutecznie dokuczać mniej odpornemu
psychicznie koledze. Powodem drwin były próby samobójcze mamy Michaela, okrzyknięto
ją nienormalną i cynicznie szydzono z tego powodu z Michaela. Taki emocjonalny
gwałt, zadawanie dotkliwych, choć niewidocznych gołym okiem ran psychicznych,
poniżanie, zastraszanie, prześladowanie, wyśmiewanie, kpienie było dla Michaela
dużo gorszym doświadczeniem niż rany i siniaki zadawane przez ojca lub też
pobicia przez kolegów.
Te dzieciaki nie do
końca zdawały sobie sprawę z tego, co robią. Nie zmienia to jednak faktu, że
ich słowa bardzo mnie raniły. [11]
Odrobinę lepszych doświadczeń wnosiła do życia Michaela
jedynie babcia, do której rodzina przeniosła się, gdy Michaela skończył siedem
lat. Dzielnica, w której mieszkali w Manchesterze została zburzona i nie mając
gdzie się podziać, byli zmuszeni przenieść się do rodziców Lillian. W ten
sposób Michael wraz z rodzicami znalazł się w Boltonie licząc na poprawę
swojego życia. Jakże się mylił !!!
Nie będę opisywać dalszych losów Michaela – o tym możecie, a
w zasadzie powinniście sami przeczytać.
„Dziecko niczyje” jest niezmiernie wzruszającą i wstrząsającą
autobiografią człowieka, który potrafił znieść te wszystkie opisane przez
siebie tragedie. Książka tym bardziej wstrząsa czytelnikiem, że nie jest
wydumaną, wymyśloną fikcją literacką, ale niestety tę książkę napisało samo
życie. I choć zdarzenia w niej opisane nie mieszczą się w głowie i każdy, kto
ma serce zamiast kamienia będzie sobie zadawał pytanie „Jak to możliwe? Jak
ludzie mogą być tak okrutni i bezwzględni wobec małego dziecka?”, to jednak
zdarzyły się naprawdę i myślę, że nie są odosobnione. Jakże dużo dzieci cierpi
w podobny sposób jak Michael. Jakże dużo ludzi widzi to i w żaden sposób na to
nie reaguje. Jak dużo jest nieszczęść na naszym świecie, wokół nas.
Czytając tę książkę zadajemy sobie pytanie: czy tak musi być?
Czy naprawdę nic nie mogę zrobić, żeby zapobiec takim sytuacjom i takiemu
okrucieństwu? Jakże często słyszymy płacz dziecka w mieszkaniu obok – czy zastanawiamy
się wtedy, dlaczego to dziecko płacze; dlaczego słychać krzyki rodziców? A może
właśnie wtedy powinna nastąpić nasza interwencja, może należałoby sprawdzić,
czy w tej rodzinie nie dochodzi do gwałtu, okrucieństwa, przemocy?
Michael wyrósł na dobrego, porządnego człowieka. Miał w
sobie bardzo dużo wewnętrznej siły, która pozwoliła mu na przezwyciężenie
wszystkich przeciwności losu. Spotkał też w późniejszych latach swojego życia
osoby mu życzliwe, osoby, które pomogły mu ukierunkować swoje życie. Poza tym w
Michaelu zawsze drzemało „coś”, co nie pozwoliło mu na popełnienie największego
gwałtu wobec własnej osoby – na odebranie sobie życia. Niestety nie każde
maltretowane i molestowane dziecko ma w sobie tyle siły. Zdarza się przecież tak
wiele tragedii, tak wiele dzieci i nastolatków popełnia samobójstwo – dlaczego tak
musi być? Czy my jako ludzie wzrastający w normalnych warunkach nie ponosimy
również za to odpowiedzialności?
„Dziecko niczyje” to książka na wskroś smutna, zmuszająca do
refleksji, ale również niosąca nadzieję. Bo przecież wszystko, co złe kiedyś
się skończy – nikt nie wie, kiedy; nikt nie wie, jak, ale skończy się na pewno.
I tylko od nas zależy, jak wykorzystamy tę odmianę losu i co zrobimy z naszym
dalszym życiem. Michael wykorzystał swoją szansę, ale czy wszyscy są również do
tego zdolni?
Książkę czyta się bardzo szybko mimo tak trudnego tematu w
niej poruszanego. Na pewno duży wpływ na to ma prosty, jasny dla każdego
czytelnika, pozbawiony jakichkolwiek ozdobników język opowieści. Taki język
jest tu jak najbardziej na miejscu, bo żeby przedstawić ból, przerażenie, czy
strach dziecka, nie trzeba używać zbędnych ozdobników. Wystarczy sucha relacja,
żeby wzbudzić w czytelniku niesamowite emocje, doprowadzić do łez, współczucia,
bólu w okolicach serca i mętliku w głowie.
Na koniec chciałam pogratulować wydawnictwu pięknego wydania
tej książki. Już sama okładka utrzymana w brązowej konwencji kolorystycznej, przedstawiająca
małego Michaela uśmiechniętego, z palcem uniesionym do góry w geście „OK”
sprawia niesamowite wrażenie. Na pozór bowiem przedstawia szczęśliwe dziecko,
ale jak przyjrzymy się jej dokładniej, to zauważymy siniak na twarzy, podbite
oko, zasiniałe ręce i … przerażony wzrok. Oczy nie kłamią, bo nawet dorosły
człowiek miałby problem, żeby ukryć w nich prawdę, a co dopiero małe dziecko.
Polecam wszystkim, bez wyjątku tę bulwersującą opowieść.
Gwarantuję, że na pewno długo o niej nie zapomnicie, a może nawet na zawsze
pozostanie w Waszej głowie.
-----------------
[1] Michael Seed „Dziecko niczyje” , PROMIC 2013, str.11
[2] tamże, str.9
[3] tamże, str.11-12
[4] tamże, str.24
[5] tamże, str.23
[6] tamże, str.28
[7] tamże, str.29
[8] tamże, str.20
[9] tamże, str.25
[10] tamże, str.61-62
[11] tamże, str.78
Za możliwość przeczytania tej książki bardzo dziękuję
pani Agnieszce z Wydawnictwa PROMIC
Recenzja publikowana
również:
- granice
Recenzja bierze udział w wyzwaniu:
Książka, której treść przejmuje mnie po dzień dzisiejszy... Molestowanie dziecka, pedofilia to dla mnie najstraszniejsza zbrodnia.
OdpowiedzUsuńWydaje mi sie, że tej książki długo nie zapomnę
UsuńZ jednej strony lubię czytać takie książki, bo pomagają mi otworzyć oczy na wiele spraw, ale z drugiej zawsze strasznie płaczę i długo nie umiem się pozbierać po takiej lekturze. Kiedyś na pewno siegnę po tą książkę, będę o niej pamiętać.
OdpowiedzUsuńPrzy tej książce na pewno nieraz poleciałyby Ci łzy
UsuńStraszna, trudna książka, ale nie mówię nie.
OdpowiedzUsuńMasz rację straszna, trudna, ale warta poznania
UsuńSłyszałam kiedyś o tej książce, ale nie znałam jej tytułu, a strasznie chciałam ją przeczytać, bo słyszałam, że przezycia opisane w niej są niezwykle przejmujące i poruszające, także dziękuję po stokroć! :)
OdpowiedzUsuńProszę :)
UsuńAleż się napracowałaś przy tej recenzji. Nie można koło niej przejść obojętnie. Trzeba przeczytać te książkę.
OdpowiedzUsuńSzczerze polecam.
UsuńSam tytuł tej książki jest szokujący i skłania do przemyśleń. Nawet nie chcę się zastanawiać, jak wielkie wrażenie zrobiłaby na mnie lektura tej powieści.
OdpowiedzUsuńJa długo nie mogłam po niej dojść do siebie. To wyjątkowa lektura
UsuńAż mi się łzy pojawiły... Na pewno muszę ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńTak Kasiu - uważam, że każdy powinien ją przeczytać
UsuńTrudna lektura. W wolnej chwili przeczytam.
OdpowiedzUsuńŁatwa na pewno nie jest, ale przeczytać warto...
UsuńMyślę, że jest to książka na którą warto zwrócić uwagę. Chyba jestem przekonana. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem, jak Ty byś ją odebrała. Również pozdrawiam :)
UsuńTrudna, to nie ulega wątpliwości..ale kiedyś sięgnę, nawet z ciekawości, by odczuć wrażenia na własnej skórze.
OdpowiedzUsuńPolecam - naprawdę książka wzbudza tyle emocji, że warto się z nią zapoznać
UsuńZ pewnością niełatwa, ale warta przeczytania. Teraz nie, ale kiedyś, w przyszłości - przeczytam.
OdpowiedzUsuńPrzeczytaj - uważam, że nie pożałujesz tego
UsuńZaciekawiłaś mnie bardzo. Po przeczytaniu Twojej recenzji wiem, że kiedy tylko znajdę wolną chwilę, muszę ją przeczytać!
OdpowiedzUsuńTo życzę, żebyś szybko ją znalazła, bo z tymi wolnymi chwilami, to ciężko :)
UsuńWystarczy, że przeczytałam twoją recenzje, a już poczułam niewymowny smutek i żal. Tematyka książki bardzo wstrząsająca, ale myślę, że warto, a nawet należy zwrócić na nią uwagę. Dlatego już zapisuje sobie jej tytuł i postaram się w najbliższym czasie za nim rozejrzeć.
OdpowiedzUsuńNa pewno przeczytasz ją z zainteresowaniem i wzbudzi ona wiele emocji
UsuńLubię taką trudną tematykę, myślę, że książka zaspokoi moje gusta czytelnicze :D Wstrząsające, że nikt nie zareagował, choć dowody widoczne były jak na ręce, coś strasznego, to co rozgrywało się w życiu tego dziecka, jak do tego dochodzi? czemu nikt nie reaguje? Pytania bez odpowiedzi, choć wydawałoby się, że odpowiedź jest banalna...
OdpowiedzUsuńTu nikt nie reagował, ale czy jest to odosobniony przypadek? Niestety chyba nie...
UsuńCzytałam tę książkę kilka lat temu (wcześniejsze wydanie).
OdpowiedzUsuńBardzo trudna tematyka, która wywołuje wiele emocji... warto ją przeczytać.
oj warto...warto...
UsuńStraszna historia, ale także obowiązkowa lektura dla mnie. Takie przejmujące książki na długo pozostają w mojej pamięci..
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem Twojej opinii :)
UsuńKoniecznie będę musiała poszukać tej książki. Bardzo lubię takie takie trudne lektury, szczególnie jeśli wywołują tyle emocji.
OdpowiedzUsuńMyślę, że się nie zawiedziesz na tej lekturze :)
Usuń