-
Grisham inaczej -
„Ostatni
sędzia” – John Grisham <recenzja,3>
|
Tytuł oryginalny: The last Juror Tłumaczenie: Jan Kraśko Wydawnictwo: AMBER Seria: Srebrna Rok wydania: 2004 Oprawa: miękka Ilość stron: 288 ISBN: 83-241-1801-2 Półka: posiadam Moja ocena: 6/10 Przeczytana: 30 listopada 2013 Kupisz: Dobre Książki, Merlin, Matras, Tania Książka |
Południe Stanów
Zjednoczonych Ameryki, lata 70 ubiegłego wieku. Okres segregacji rasowej,
wzmożonej korupcji, potęgi pieniądza. Okres, kiedy otrzymując wyrok podwójnego
dożywocia, wychodzi się z więzienia po dziewięciu latach. Może nie wszędzie,
ale na pewno w niedużym miasteczku Clanton, w stanie Missisipi.
Dyskryminacja rasowa
została prawnie usankcjonowana w tzw. Jim Crow laws jeszcze w czasach wojny
domowej, głównie w południowych stanach. Trwała aż do lat 60 XX wieku. Ludność
o czarnym kolorze skóry była zmuszona do korzystania z innych szkół,
publicznych toalet, ławek w parkach, pociągów czy też miejsc w restauracjach.
Niedopuszczalne były również „mieszane” małżeństwa.
Segregacja rasowa
została zakończona formalnie dzięki pracy takich działaczy na rzecz praw
człowieka, jak Rosa Parks i Martin Luther King. Wiele z tych działań polegało
na tzw. obywatelskim nieposłuszeństwie, skierowanym na łamanie praw
segregacyjnych, jak siadanie na miejscach dla białych – czy to w autobusie
(Rosa Parks) czy w pociągu, czy w restauracjach. Mimo przyjęciu w 1964 roku
ustaw o prawie do głosowania i o prawach obywatelskich segregacja rasowa była w
latach 70 jeszcze powszechnie stosowana.
Nic dziwnego, że temat
dyskryminacji rasowej pojawia się na łamach powieści Johna Grishama. Ten amerykański prawnik i pisarz urodził się
przecież 8 lutego 1955 w Jonesboro w stanie Arkansas, w którym segregacja
rasowa jak w większości stanów południowych była bardzo popularna, a w wieku 12
lat wraz z całą rodziną przeniósł się do Southeven, w stanie Missisipi. W roku
1981 ukończył studia prawnicze na Uniwersytecie Stanowym Missisipi. W 1983 roku
został wybrany do Parlamentu stanu Missisipi z ramienia Partii Demokratycznej.
W tym czasie prowadził również praktykę prawniczą w Southaven.
W 1988 roku opublikował
swój pierwszy thriller sądowy „Czas
zabijania” w nakładzie (!) 5000 egzemplarzy. Nad tą powieścią pracował trzy
lata. Jednak kolejna jego powieść „Firma”
znalazła się już w 1991 roku na siódmym miejscu na liście bestsellerów. W
tym roku Grisham zrezygnował z urzędu i praktyki prawniczej i zajął się już
tylko pisarstwem. Nic w tym dziwnego, bo
do tej pory sprzedał ponad 60 milionów egzemplarzy swoich utworów. Tylko w
Stanach Zjednoczonych w 1991 roku jego „Raport
Pelikana” rozszedł się w ilości ponad 11 milionów egzemplarzy (!!!)
John Grisham jest
pisarzem bardzo płodnym. Niemal co roku ukazuje się jego kolejna powieść.
Prawie wszystkie jego powieści można zaliczyć do kategorii thrillerów sądowych.
Choć nie wszystkie… czego przykładem jest właśnie „Ostatni sędzia”.
Bohaterem „Ostatniego sędziego” jest 23-letni
Willie Traynor, który po pięcioletnich, nieukończonych studiach, ląduje w
miasteczku Clanton w stanie Missisipi i rozpoczyna tam pracę w miejscowej,
podupadającej gazecie. Wkrótce potem gazeta staje na skraju bankructwa, co
umożliwia Willie’mu zakup tytułu za pożyczone od babki pieniądze. Oczywiście za
bezcen.
Willie miał szczęście.
Co prawda z wielkim zapałem zabrał się za uzdrawianie gazety i doprowadził do
niewielkiego wzrostu nakładu, ale gdyby nie pewne wydarzenie, nie osiągnąłby
sukcesu tak szybko. Tym wydarzeniem był brutalny gwałt i mord młodej kobiety
Rhody Kassellaw, dokonany na oczach małych dzieci przez Danny’ego Padgitta.
Gazeta Willie’go otrzymała szansę od losu. Doskonały temat i to
na dłuższy okres czasu. Proces o gwałt i morderstwo, relacjonowany przez „Ford
County Times” pozwolił na podwojenie nakładu.
I oto pierwszy (jeśli
nie podstawowy) wątek powieści – historia rozwoju i przekształcenia mało
poczytnego, wypełnionego głównie nekrologami tygodnika, w dobrze prosperujące,
poczytne, świetnie prowadzone i pisane czasopismo. Dzięki „Times’owi”, a przede
wszystkim jego właścicielowi poznajmy proces przemian społecznych na
amerykańskim Południu w latach 70-tych ubiegłego wieku.
Mimo tego, że
„Mieszkańcy
hrabstwa Ford akceptują nowego dopiero w czwartym pokoleniu” [1]
Willie zdołał
zaprzyjaźnić się z mieszkańcami miasteczka. Szczególnie ważną postacią wśród
miasteczkowej społeczności jest czarnoskóra Callie Ruffin, kobieta niezwykle
szlachetna, prawdomówna i wierząca. Willie, który na łamach gazety zamierzał
zaprotestować przeciwko segregacji rasowej, postanowił napisać obszerny artykuł
na temat życia tej niezwykłej Murzynki i jej rodziny. Callie od
najwcześniejszej młodości, podobnie jak jej mąż i synowie, czynnie
uczestniczyła w egzekwowaniu praw kolorowej ludności. Wkrótce Willie zaczyna
traktować rodzinę Ruffinów jak swoją własną. Dzięki temu poznajemy mentalność
żyjącej niejako poza nawiasem ludności murzyńskiej, ich zwyczaje, problemy,
poglądy religijne, a także codzienne życie. Jest to kolejny wątek powieści, nie
mający nic wspólnego z thrillerem, decydujący o zaliczeniu „Ostatniego sędziego” do kręgu powieści obyczajowych.
Callie jest elementem
łączącym wątek typowo obyczajowy z elementami thrillera sądowego. Otóż zostaje
ona wybrana do grona przysięgłych w procesie Danny’ego Padgitta i wraz z
pozostałymi sędziami skazuje go na podwójne dożywotnie więzienie. Jakże mało
adekwatny wyrok w stosunku do popełnionego przestępstwa – wszyscy spodziewali
się kary śmierci. Tym bardziej wyrok jest niski, że w Missisipi skazany na dożywocie,
może opuścić więzienie warunkowo już po dziewięciu latach. I tym bardziej jest
przerażająca perspektywa wcześniejszego zakończenia wyroku, że Danny pożegnał
się z przysięgłymi tymi słowy:
„Skażecie
mnie, a dorwę każdego z was!”[2]
I rzeczywiście po
dziewięciu latach pobytu w więzieniu Danny zostaje zwolniony warunkowo i wraca
na wyspę, gdzie wcześniej mieszkał razem ze swoją wszechmocną, wpływową i potężną
rodziną. Wkrótce ginie dwóch przysięgłych i …. na tym zakończę, bo nie chcę
zdradzać dość zaskakującego finału
powieści. Czy rzeczywiście zabija Danny? Jakie będą losy pozostałych sędziów
przysięgłych, w tym Callie, którą na pewno każdy z czytelników „Ostatniego sędziego” bardzo polubił?
Jak potoczą się dalsze losy gazety i jej właściciela? O tym już przeczytajcie
sami…
Jak już wspomniałam
wcześniej „Ostatni sędzia” jest inny
niż większość utworów Grishama. Wg mnie
ma niewiele wspólnego z thrillerem sądowym, jest natomiast świetną powieścią
obyczajowo-psychologiczną z elementami powieści kryminalnej. Autor zwraca uwagę
na luki w systemie prawnym amerykańskiego Południa; luki, które są doskonale
wykorzystywane przez ludzi o wysokim statusie majątkowym – szczególnie tych,
którzy wzbogacili się w nielegalny sposób i już od dawna mają z prawem na
bakier. Bardzo ważnym elementem, na który Grisham zwraca również uwagę, jest
korupcja obejmującą urzędników na różnym szczeblu władzy. „Ostatniemu sędziemu” brakuje tak typowej dla innych powieści
Grishama szybkości akcji, wszystko toczy się bardzo powoli, majestatycznie –
podobnie jak życie w tym małomiasteczkowym środowisku. Jest w niej wiele
momentów, które mnie znużyły, czego nigdy nie zaznałam przy lekturze
poprzednich, „prawdziwych” bestsellerów autora. Nie jest to na pewno lektura
dla zwolenników thrillera – raczej dla czytelników gustujących w powieściach
obyczajowych.
Jej dużym atutem jest
na pewno język – bardzo plastyczny, a jednocześnie na tyle prosty, że każdy
czytając powieść zrozumie, co autor chciał nam w danym rozdziale przekazać. Duże
brawa dla tłumacza powieści p. Jana Kraśko, dzięki któremu możemy stwierdzić, ze
Grisham jest mistrzem pióra. Nie zauważyłam w utworze żadnych błędów
stylistycznych ani literówek, a ostatnio niestety dość rzadko to się zdarza.
Bardzo mi się podobało to, że powieść została napisana w pierwszej osobie.
Dzięki temu poznajemy lepiej głównego bohatera, jego myśli, spostrzeżenia i
całą dziesięcioletnią historię.
Czy polecam tę książkę?
Zagorzałym fanom thrillerów – jak już wyżej napisałam - na pewno nie, ale
pozostałym czytelnikom, którzy lubią Grishama i powieści o bardziej
refleksyjnej naturze – zdecydowanie tak!!!
Można przy niej odpocząć, oderwać się od trudów dnia codziennego i
przenieść się na parę godzin do innego świata – świata, gdzie życie płynie
powoli z dala od wielkomiejskiego gwaru i pośpiechu.
[1] John Grisham,
„Ostatni sędzia” , AMBER 2004, str.16
[2] tamże, str.127
Recenzja bierze udział w wyzwaniu:
Publikowane również:
Recenzja bierze udział w wyzwaniu:
Książki Grishama wszystkie wydają się takie same bądź podobne....Mimo to i tak nieźle je się czyta :)
OdpowiedzUsuńksiążki Grishama to w dużej części thrillery sądowe, więc już z tego powodu będą podobne...choć akurat uważam, że fabuła jego każdej powieści jest inna i również konstrukcja fabuły jest zróżnicowana. Ja w każdym razie lubię jego twórczość i na pewno nieraz pojawią się na tym blogu jakieś moje "wypociny" związane z jego powieściami :)
Usuń