niedziela, 29 grudnia 2013

#3. „Ostatni sędzia” – John Grisham

- Grisham inaczej -

„Ostatni sędzia” – John Grisham <recenzja,3>


Tytuł oryginalny: The last Juror
Tłumaczenie: Jan Kraśko
Wydawnictwo: AMBER
Seria: Srebrna
Rok wydania: 2004
Oprawa: miękka
Ilość stron: 288
ISBN: 83-241-1801-2
Półka: posiadam
Moja ocena: 6/10
Przeczytana: 30 listopada 2013

 Kupisz: Dobre Książki, MerlinMatras, 

Tania Książka 
Południe Stanów Zjednoczonych Ameryki, lata 70 ubiegłego wieku. Okres segregacji rasowej, wzmożonej korupcji, potęgi pieniądza. Okres, kiedy otrzymując wyrok podwójnego dożywocia, wychodzi się z więzienia po dziewięciu latach. Może nie wszędzie, ale na pewno w niedużym miasteczku Clanton, w stanie Missisipi.


Dyskryminacja rasowa została prawnie usankcjonowana w tzw. Jim Crow laws jeszcze w czasach wojny domowej, głównie w południowych stanach. Trwała aż do lat 60 XX wieku. Ludność o czarnym kolorze skóry była zmuszona do korzystania z innych szkół, publicznych toalet, ławek w parkach, pociągów czy też miejsc w restauracjach. Niedopuszczalne były również „mieszane” małżeństwa.

Segregacja rasowa została zakończona formalnie dzięki pracy takich działaczy na rzecz praw człowieka, jak Rosa Parks i Martin Luther King. Wiele z tych działań polegało na tzw. obywatelskim nieposłuszeństwie, skierowanym na łamanie praw segregacyjnych, jak siadanie na miejscach dla białych – czy to w autobusie (Rosa Parks) czy w pociągu, czy w restauracjach. Mimo przyjęciu w 1964 roku ustaw o prawie do głosowania i o prawach obywatelskich segregacja rasowa była w latach 70 jeszcze powszechnie stosowana.

Nic dziwnego, że temat dyskryminacji rasowej pojawia się na łamach powieści Johna Grishama. Ten amerykański prawnik i pisarz urodził się przecież 8 lutego 1955 w Jonesboro w stanie Arkansas, w którym segregacja rasowa jak w większości stanów południowych była bardzo popularna, a w wieku 12 lat wraz z całą rodziną przeniósł się do Southeven, w stanie Missisipi. W roku 1981 ukończył studia prawnicze na Uniwersytecie Stanowym Missisipi. W 1983 roku został wybrany do Parlamentu stanu Missisipi z ramienia Partii Demokratycznej. W tym czasie prowadził również praktykę prawniczą w Southaven.

W 1988 roku opublikował swój pierwszy thriller sądowy „Czas zabijania” w nakładzie (!) 5000 egzemplarzy. Nad tą powieścią pracował trzy lata. Jednak kolejna jego powieść „Firma” znalazła się już w 1991 roku na siódmym miejscu na liście bestsellerów. W tym roku Grisham zrezygnował z urzędu i praktyki prawniczej i zajął się już tylko pisarstwem.  Nic w tym dziwnego, bo do tej pory sprzedał ponad 60 milionów egzemplarzy swoich utworów. Tylko w Stanach Zjednoczonych w 1991 roku jego „Raport Pelikana” rozszedł się w ilości ponad 11 milionów egzemplarzy (!!!)

John Grisham jest pisarzem bardzo płodnym. Niemal co roku ukazuje się jego kolejna powieść. Prawie wszystkie jego powieści można zaliczyć do kategorii thrillerów sądowych. Choć nie wszystkie… czego przykładem jest właśnie „Ostatni sędzia”.

Bohaterem „Ostatniego sędziego” jest 23-letni Willie Traynor, który po pięcioletnich, nieukończonych studiach, ląduje w miasteczku Clanton w stanie Missisipi i rozpoczyna tam pracę w miejscowej, podupadającej gazecie. Wkrótce potem gazeta staje na skraju bankructwa, co umożliwia Willie’mu zakup tytułu za pożyczone od babki pieniądze. Oczywiście za bezcen.

Willie miał szczęście. Co prawda z wielkim zapałem zabrał się za uzdrawianie gazety i doprowadził do niewielkiego wzrostu nakładu, ale gdyby nie pewne wydarzenie, nie osiągnąłby sukcesu tak szybko. Tym wydarzeniem był brutalny gwałt i mord młodej kobiety Rhody Kassellaw, dokonany na oczach małych dzieci przez Danny’ego Padgitta.

Gazeta Willie’go  otrzymała szansę od losu. Doskonały temat i to na dłuższy okres czasu. Proces o gwałt i morderstwo, relacjonowany przez „Ford County Times” pozwolił na podwojenie nakładu.
I oto pierwszy (jeśli nie podstawowy) wątek powieści – historia rozwoju i przekształcenia mało poczytnego, wypełnionego głównie nekrologami tygodnika, w dobrze prosperujące, poczytne, świetnie prowadzone i pisane czasopismo. Dzięki „Times’owi”, a przede wszystkim jego właścicielowi poznajmy proces przemian społecznych na amerykańskim Południu w latach 70-tych ubiegłego wieku.

Mimo tego, że
„Mieszkańcy hrabstwa Ford akceptują nowego dopiero w czwartym pokoleniu” [1] 

Willie zdołał zaprzyjaźnić się z mieszkańcami miasteczka. Szczególnie ważną postacią wśród miasteczkowej społeczności jest czarnoskóra Callie Ruffin, kobieta niezwykle szlachetna, prawdomówna i wierząca. Willie, który na łamach gazety zamierzał zaprotestować przeciwko segregacji rasowej, postanowił napisać obszerny artykuł na temat życia tej niezwykłej Murzynki i jej rodziny. Callie od najwcześniejszej młodości, podobnie jak jej mąż i synowie, czynnie uczestniczyła w egzekwowaniu praw kolorowej ludności. Wkrótce Willie zaczyna traktować rodzinę Ruffinów jak swoją własną. Dzięki temu poznajemy mentalność żyjącej niejako poza nawiasem ludności murzyńskiej, ich zwyczaje, problemy, poglądy religijne, a także codzienne życie. Jest to kolejny wątek powieści, nie mający nic wspólnego z thrillerem, decydujący o zaliczeniu „Ostatniego sędziego” do kręgu powieści obyczajowych.

Callie jest elementem łączącym wątek typowo obyczajowy z elementami thrillera sądowego. Otóż zostaje ona wybrana do grona przysięgłych w procesie Danny’ego Padgitta i wraz z pozostałymi sędziami skazuje go na podwójne dożywotnie więzienie. Jakże mało adekwatny wyrok w stosunku do popełnionego przestępstwa – wszyscy spodziewali się kary śmierci. Tym bardziej wyrok jest niski, że w Missisipi skazany na dożywocie, może opuścić więzienie warunkowo już po dziewięciu latach. I tym bardziej jest przerażająca perspektywa wcześniejszego zakończenia wyroku, że Danny pożegnał się z przysięgłymi tymi słowy:


„Skażecie mnie, a dorwę każdego z was!”[2]

I rzeczywiście po dziewięciu latach pobytu w więzieniu Danny zostaje zwolniony warunkowo i wraca na wyspę, gdzie wcześniej mieszkał razem ze swoją wszechmocną, wpływową i potężną rodziną. Wkrótce ginie dwóch przysięgłych i …. na tym zakończę, bo nie chcę zdradzać dość zaskakującego  finału powieści. Czy rzeczywiście zabija Danny? Jakie będą losy pozostałych sędziów przysięgłych, w tym Callie, którą na pewno każdy z czytelników „Ostatniego sędziego” bardzo polubił? Jak potoczą się dalsze losy gazety i jej właściciela? O tym już przeczytajcie sami…


Jak już wspomniałam wcześniej „Ostatni sędzia” jest inny niż  większość utworów Grishama. Wg mnie ma niewiele wspólnego z thrillerem sądowym, jest natomiast świetną powieścią obyczajowo-psychologiczną z elementami powieści kryminalnej. Autor zwraca uwagę na luki w systemie prawnym amerykańskiego Południa; luki, które są doskonale wykorzystywane przez ludzi o wysokim statusie majątkowym – szczególnie tych, którzy wzbogacili się w nielegalny sposób i już od dawna mają z prawem na bakier. Bardzo ważnym elementem, na który Grisham zwraca również uwagę, jest korupcja obejmującą urzędników na różnym szczeblu władzy. „Ostatniemu sędziemu” brakuje tak typowej dla innych powieści Grishama szybkości akcji, wszystko toczy się bardzo powoli, majestatycznie – podobnie jak życie w tym małomiasteczkowym środowisku. Jest w niej wiele momentów, które mnie znużyły, czego nigdy nie zaznałam przy lekturze poprzednich, „prawdziwych” bestsellerów autora. Nie jest to na pewno lektura dla zwolenników thrillera – raczej dla czytelników gustujących w powieściach obyczajowych.

Jej dużym atutem jest na pewno język – bardzo plastyczny, a jednocześnie na tyle prosty, że każdy czytając powieść zrozumie, co autor chciał nam w danym rozdziale przekazać. Duże brawa dla tłumacza powieści p. Jana Kraśko, dzięki któremu możemy stwierdzić, ze Grisham jest mistrzem pióra. Nie zauważyłam w utworze żadnych błędów stylistycznych ani literówek, a ostatnio niestety dość rzadko to się zdarza. Bardzo mi się podobało to, że powieść została napisana w pierwszej osobie. Dzięki temu poznajemy lepiej głównego bohatera, jego myśli, spostrzeżenia i całą dziesięcioletnią historię.

Czy polecam tę książkę? Zagorzałym fanom thrillerów – jak już wyżej napisałam - na pewno nie, ale pozostałym czytelnikom, którzy lubią Grishama i powieści o bardziej refleksyjnej naturze – zdecydowanie tak!!!  Można przy niej odpocząć, oderwać się od trudów dnia codziennego i przenieść się na parę godzin do innego świata – świata, gdzie życie płynie powoli z dala od wielkomiejskiego gwaru i pośpiechu.

[1] John Grisham, „Ostatni sędzia” , AMBER 2004, str.16
[2] tamże, str.127


Publikowane również:


Recenzja bierze udział w wyzwaniu:


2 komentarze:

  1. Książki Grishama wszystkie wydają się takie same bądź podobne....Mimo to i tak nieźle je się czyta :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. książki Grishama to w dużej części thrillery sądowe, więc już z tego powodu będą podobne...choć akurat uważam, że fabuła jego każdej powieści jest inna i również konstrukcja fabuły jest zróżnicowana. Ja w każdym razie lubię jego twórczość i na pewno nieraz pojawią się na tym blogu jakieś moje "wypociny" związane z jego powieściami :)

      Usuń

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz. Moje oczy się śmieją, jak go widzę i od razu robi mi się weselej i cieplej na duszy. Dzięki Wam wiem, ze warto pisać dalej i ze mój blog ma jakiś sens. Staram się odpowiedzieć na każdy komentarz i odwiedzić wszystkich moich czytelników.
Pozdrawiam Was bardzo serdecznie i do zobaczenia na Waszym blogu.