niedziela, 29 grudnia 2013

#2. „Klejnoty słońca” – Nora Roberts

- na pięknej irlandzkiej ziemi -

„Klejnoty słońca” – Nora Roberts <recenzja,2>




Tytuł oryginalny:  Jewels of the Sun
Tłumaczenie: Aleksandra Komornicka
Wydawnictwo: Libros /Grupa Wydawnicza Bertelsmann Media/
Rok wydania: 2001
Oprawa: twarda
Projekt okładki: Zofia Sokołowska
Ilość stron: 288
ISBN: 83-7311-178-6
Półka: posiadam
Moja ocena: 6/10

Przeczytana:  25 listopada 2013

Kupisz:  Matras



Nora Roberts, właściwie Eleanor Marie Robertson, amerykańska pisarka, swoją karierę literacką rozpoczęła w roku 1981 powieściową sagą „Irlandzka wróżka”. Od tego czasu napisała dziesiątki po mistrzowsku opowiedzianych, fantastycznie skonstruowanych książek stanowiących efektowne połączenie  romansu, powieści przygodowej, sensacyjnej i obyczajowej. Jest laureatką wielu prestiżowych nagród.

„Klejnoty słońca” są pierwszą częścią „Irlandzkiej trylogii” powstałej w latach 1999-2000. Pozostałe jej części to: „Łzy księżyca” i „Serce oceanu”.
Kim są główni bohaterowie powieści? Otóż…

Jude Frances Murray – młoda pani psycholog z Chicago, która po nieudanym małżeństwie z Williamem, jest bliska załamania nerwowego. Nie wierzy w nic, a przede wszystkim w swoją wartość i swoją kobiecość – uważa się za życiowego nieudacznika. Przestaje jej również odpowiadać praca na uniwersytecie, więc porzuca ją w trakcie trwania semestru bez słowa usprawiedliwienia. Ma dość wielkomiejskiego zgiełku, ważnych spotkań, seminariów, wykładów. Wyjeżdża do małego miasteczka w Irlandii, skąd pochodzą jej przodkowie i tam spotyka…

Aidana Gallaghera, trochę egzotycznego właściciela pubu w Ardmore. Aidan zwiedził wcześniej dużą część świata i po dość burzliwym życiu ustatkował się i powrócił na ojcowiznę, żeby zająć się prowadzeniem rodzinnego pubu. W trakcie podróży zdał sobie sprawę, że to Ardmore jest jego miejscem na ziemi. To właśnie tu potrafi cieszyć się pełnią życia, żyć w całkowitej zgodzie ze sobą i otoczeniem. Jakże jest innym człowiekiem niż wiecznie niezdecydowana Jude. Ale właśnie Jude wywarła na nim duże wrażenie i z czasem zdał sobie sprawę, że jest miłością jego życia.
Jesteśmy świadkami rozwijającego się uczucia między tymi tak różniącymi się ludźmi. Jude, która do tej pory żyła tylko po to, żeby zadowolić innych – samolubnego męża, zajętych sobą rodziców, przełożonych w college’u – nie robiła nic dla własnej przyjemności czy radości i Aidana, pewnego siebie, nieco egocentrycznego, cieszącego się życiem i czerpiącego z niego wszystko, co najlepsze.

Jude  po przyjeździe do Ardmore, do urokliwego, otoczonego ogrodem pełnym kwiatów domku swojej niedawno zmarłej kuzynki, stwierdza, że nie jest jego jedyną mieszkanką. Jej współlokatorką okazuje się Gwen – duch pięknej, młodej dziewczyny o lśniących, jasnych włosach i smutnym uśmiechu. Nie jest to jedyny duch spotkany przez Jude. Odwiedzając grób właścicielki domu „starej Maude” często widzi, a także rozmawia z przystojnym, młodym mężczyzną. Jako naukowiec Jude na początku nie chce zaakceptować swoich „widzeń”. Zjawiska paranormalne są wg niej tylko i wyłącznie wytworem jej chorej wyobraźni i tłumaczy je swoim wyczerpaniem nerwowym. Na skutek pewnych wydarzeń, których nie chcę zdradzać, zmienia swoje podejście do tej jakże pięknej legendy. Jednocześnie będzie musiała podjąć decyzje, które nie tylko wpłyną na jej całe dalsze życie, ale również „życie i szczęście” bohaterów legendy.


W powieści życie współczesnych bohaterów łączy się z losami bohaterów legendy, przez co powieść wciąga nas w świat magii – świat rzeczywisty miesza się ze światem magicznym. Na pewno dla kogoś, kto lubi powieści romantyczne z wątkiem paranormalnym, będzie to dodatkowym plusem. Kolejną zaletą  tej powieści jest jej piękny, zrozumiały dla każdego język. Przepiękne opisy irlandzkich klifów, które tak często odwiedza Jude w czasie swoich spacerów, a także wstawki z irlandzkimi legendami, które Jude zbiera z zamiarem uporządkowania i wydania książki urzekają swoim klimatem, tajemniczością, magią. Czytając powieść mamy wrażenie, że znajdujemy się w tym małym miasteczku i za chwilę wejdziemy do pełnego gwaru pubu Gallagherów…zobaczymy tam stojącego za ladą Aidana, tańczącą przy roznoszeniu zamówień Jego piękną siostrę Darcy, szykującego zamówione potrawy brata Shawna, a może nawet siedzącą po drugiej stronie baru Jude. Autentyczność postaci i opisywanych miejsc to na pewno kolejny plus tej powieści.


„Klejnoty słońca” nie zawiodły mnie. Nora Roberts jak zwykle dostarczyła mi lekką i przyjemną lekturę, dzięki której przeniosłam się w te ciekawe, piękne irlandzkie okolice mogąc śledzić losy głównych bohaterów. Miło spędziłam przy niej czas, dlatego też mogę z czystym sumieniem polecić ją wszystkim fankom tej pisarki. I nie tylko fankom. Czasem warto oderwać się od codziennych obowiązków i wziąć do ręki coś interesującego i pozwalającego się odprężyć. Być może to nie jest utwór, który zapada w pamięć, jednak i tak warto poświęcić mu trochę wolnego czasu.

I na koniec jedne z piękniejszych słów o miłości od pierwszego wejrzenia, jakie pojawiły się w powieści:

– Miłość od pierwszego wejrzenia – powiedziała Jude - często pojawia się w bajkach.
– Nie wierzysz, że serce rozpoznaje serce?[1]


Nic dodać, nic ująć….
W najbliższym czasie na pewno przeczytam pozostałe części „Irlandzkiej trylogii”, a więc „Łzy księżyca” i „Serce oceanu”,  i postaram się podzielić z Wami swoimi refleksjami i spostrzeżeniami. A na razie zapraszam do lektury „Klejnotów słońca” …myślę, że warto.

[1] Nora Roberts „Klejnoty słońca” Libros 2001, str.82


Publikowane również:


Recenzja bierze udział w wyzwaniu:
http://mkczytuje.blogspot.com




4 komentarze:

  1. ogólnie uwielbiam Norę Roberts i jestem jej wielką fanką...lubię tę serię choć mam kilka innych ulubionych;) aha i Recenzja dodana do wyzwania już wcześniej, ale teraz potwierdzam;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja też ją bardzo lubię i sporo jej książek już zaliczyłam, tyle że parę lat temu. Ale nic straconego, wrócę do niej na pewno w tym roku, więc możesz się spodziewać kolejnych recenzji :)

      Usuń
  2. lubię twórczość Nory Roberts , ma fajny język stylistyczny :)

    zapraszam do mnie :
    http://czytaniemoimhobby.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jest po prostu świetną pisarką :)...już lecę w odwiedziny :D

      Usuń

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz. Moje oczy się śmieją, jak go widzę i od razu robi mi się weselej i cieplej na duszy. Dzięki Wam wiem, ze warto pisać dalej i ze mój blog ma jakiś sens. Staram się odpowiedzieć na każdy komentarz i odwiedzić wszystkich moich czytelników.
Pozdrawiam Was bardzo serdecznie i do zobaczenia na Waszym blogu.