piątek, 29 sierpnia 2014

# 162. "Kuzyneczki" - Teresa Monika Rudzka



„Kuzyneczki”– Teresa Monika Rudzka
 <recenzja,38>



Wydawnictwo: Drugie Piętro
Rok wydania: 2013
Oprawa: miękka
Ilość stron: 266
ISBN: 978-83-64446-00-9
Półka: posiadam
Moja ocena: 8/10

Przeczytana:  09 sierpnia 2014





Saga rodzinna to gatunek powieści przedstawiający epickie dzieje jednego rodu. Jak ja się kiedyś zaczytywałam w tego typu opowieściach. Do dziś pamiętam wrażenia i emocje, jakie mi towarzyszyły przy Sadze rodu Forsyte’ów Johna Galsworthy’ego czy Krystynie, córce Lawransa Sigrid Undset. Z dużym więc zainteresowaniem sięgnęłam po Kuzyneczki Teresy Moniki Rudzkiej, które na pewno typową sagą nie są – choćby ze względu na swoją niezbyt dużą objętość – ale ich tematyka mocno ją przypomina.

Akcja powieści obejmuje okres siedemdziesięciu lat - od zakończenia II wojny światowej, poprzez lata PRL-u aż po współczesność. Przedstawia dzieje trzech pokoleń kobiet, których najstarszymi przedstawicielkami jest Żenia i Rysia. Obie panie dołączyły jako żony dwóch braci do rodziny Radzkich, stając się szwagierkami i mimo różnicy charakterów przyjaciółkami. Żenia – nauczycielka gry na fortepianie, niespełniona artystka, kobieta twardo stąpająca po ziemi, stanowcza, wręcz apodyktyczna i Rysia – spokojna, cicha, nieprzystosowana do życia, niezaradna. Co te dwie kobiety mogło połączyć? Oczywiście, tego się ode mnie nie dowiecie. To może Wam zdradzić tylko lektura tej świetnej powieści.

Na Żeni i Rysi nie kończy się plejada postaci polskich kobiet. Spotykamy tu również Aśkę, córkę Żeni – nieco zdziwaczałą, będącą pod olbrzymim wpływem matki i pozbawioną własnego zdania oraz dwie córki Rysi – Renię, tę „gorszą”, wiecznie strofowaną i mniej kochaną oraz Marcelę – rozkapryszoną, faworyzowaną i bardzo ambitną. Asia i Renia przyjaźnią się, podobnie jak ich matki i to one właśnie snują wspomnienia i opowiadają w trakcie „luźnej” rozmowy o losach swoich mocno sfeminizowanych rodzin. Nie zabrakło również kolejnego pokolenia – córek Asi i Reni w osobach Gizeli i Anastazji. Sporo tych kobiet… niejedna z Was pomyśli. Ano sporo… I jeszcze dodam, ze to wcale nie wszystkie. Ale o innych, równie ciekawych i jakże podobnych do nas, przeczytajcie już same. 

To co uderza w tej powieści od pierwszej strony, to niesamowity realizm. Realizm postaci, realizm tła historycznego i społeczno-obyczajowego, realizm dialogów. Teresa Monika Rudzka przedstawiła swoje bohaterki jako zwykłe, prawdziwe kobiety, w których każda z nas odnajdzie siebie, swoją koleżankę, swoją przyjaciółkę, matkę, babcię, siostrę, a nawet sąsiadkę, która codziennie wieczorem wychodzi dokarmiać dzikie koty mieszkające w okolicznych piwnicach. Każda z nas, ze swoimi wadami i przywarami, zaletami i upodobaniami, przyzwyczajeniami i słabościami, jest częścią tej sagi, a może raczej opowieści o relacjach rodzinnych. Opowieści prawdziwej, mocno osadzonej w realiach, głównie Polski socjalistycznej, ale również tej po zmianie ustrojowej. Niezwykła dbałość o szczegóły historyczne jest jej również niezaprzeczalną cechą. Pisarka przedstawia w sposób niezwykle interesujący realia życia „za komuny”, stosunki międzyludzkie w zakładach pracy, absurdy tak częste w poprzednim ustroju, ale również codzienne zmagania kobiet i ich małe, osobiste zwycięstwa. Okres PRL-u jest najlepiej wyeksponowany w powieści, dzięki czemu niejedna z nas może przeczytać o wielu ciekawostkach, o których do tej pory z racji chociażby wieku nie miała pojęcia. A trzeba przyznać autorce, że ma niezwykły dar obserwowania i opisywania zaobserwowanych zjawisk, ludzi, problemów. Rzadko kto tak prawdziwie potrafi napisać o szarości dnia powszedniego w socjalistycznej Polsce, o smutkach i problemach codzienności, ale również o małych radościach składających się na życie ówczesnych i teraźniejszych kobiet. 

Ale Kuzyneczki to nie tylko tło historyczne i społeczno-obyczajowe, to przede wszystkim opowieść o kobietach, ich roli w rodzinie i społeczeństwie, ich pragnieniach i marzeniach, ich rozczarowaniach i pasjach. Autorka zmusza nas do refleksji i zastanowienia się, czy rola kobiety w społeczeństwie i małżeństwie na przestrzeni tych siedemdziesięciu lat zmieniła się, czy uległy zmianie ich marzenia, zachowanie i dążenie do szczęścia. Co tak naprawdę jest ważne dla kobiet, co daje im szczęście, o czym myślą, czy realizują swoje pasje i zainteresowania?
Teresa Monika Rudzka nie koloryzuje, nie idealizuje, tylko przedstawia gorzką prawdę o kobietach. Często bardzo smutną, pełną problemów, nieszczęść, chorób, które przecież mogą spotkać każdą z nas. Jednocześnie powieść nie jest pozbawiona humoru, ironii, dowcipu i sporej dawki optymizmu. Bo czyż nie jest optymistyczne to, że życie najmłodszego pokolenia kobiet jest weselsze i łatwiejsze – problemów nie brakuje, ale i nadziei na lepszą przyszłość również.

Prawdziwości dodaje powieści również styl, w jakim jest napisana. Na początku może sprawiać wrażenie pewnej chaotyczności, bowiem Autorka nie utrzymuje chronologii zdarzeń. Często pojawiają się „przeskoki” do zdarzeń wcześniejszych, retrospekcje, wspomnienia. Jednocześnie  czyta się ją szybko, łatwo i z dużym zainteresowaniem, mimo stosunkowo niewielkiej ilości dialogów. Sprawia to język, jakim jest napisana, język wzięty żywcem z życia. Chwilami miałam nawet wrażenie, że siedzę sobie przy stole w kuchni popijając kawę razem z Renią i Aśką i słucham ich rozmów. Długo zastanawiałam się jak nazwać najlepiej styl narracji powieści i stwierdziłam, że „gawędziarsko-plotkarski” pasuje mi najbardziej. I na pewno jest on bardzo dużym plusem powieści.
Czytając Kuzyneczki nie możemy pozwolić sobie na bujanie w obłokach. Tu za dużo się dzieje na każdej stronie, więc musimy wchłaniać ją powoli, uważnie, słowo po słowie, żeby nic nam z bogatych dziejów naszych bohaterek nie umknęło. Wtedy dopiero będziemy w stanie odczuć cały jej urok i jednocześnie zastanowić się nad własnym życiem i poszukać przedstawionych losów kobiet we własnej rodzinie. Czy je znajdziemy? Myślę, że tak… przecież historia każdej polskiej rodziny i polskiej kobiety jest bardzo zagmatwana i słodko-gorzka.


Z twórczością Teresy Moniki Rudzkiej spotykam się po raz pierwszy, mimo że Kuzyneczki nie są jej pierwszą powieścią. Pisarka zanim zajęła się tworzeniem powieści, pracowała w różnych zawodach. Była agentka ubezpieczeniową, sekretarką i bibliotekarką. Obecnie zajmuje się również dziennikarstwem, pisząc rozmaite życiowe historie do kobiecych czasopism. Lubi koty, dobre filmy i ciekawą literaturę oraz przyjemne życie. Jej debiutem literackim były w 2010 roku Bibliotekarki. Rok później ukazała się powieść Singielka. No cóż…jeśli są one przynajmniej w połowie tak dobre jak Kuzyneczki, to biorę w ciemno.

Polecam kobietom w każdym wieku. Polecam panom – może dzięki tej powieści poznają i zrozumieją nas lepiej, choć podobno nas nie trzeba rozumieć, wystarczy nas kochać….

Świetna, nietuzinkowa, zmuszająca do refleksji i zadumy powieść obyczajowa z historią najnowszą w tle. Przeczytajcie… naprawdę warto!


I na koniec – jak myślicie, co teraz nastąpi? Nie…nie …chwalenie się dedykacją nastąpi za chwilę. Na razie tylko informacja, że Kuzyneczki zajęły I miejsce w konkursie „Książka kwietnia” na portalu „Książka zamiast kwiatka” – a oto dyplom.  Gratuluję Tereniu :)



No i wreszcie nadeszła ta chwila, na którą zapewne wszyscy czekaliście. Jest i dedykacja, wiec jak mam się nią nie pochwalić? 


  

Za możliwość przeczytania tej fascynującej powieści  dziękuję Autorce





Recenzja publikowana również:
nakanapie 
granice 


Recenzja bierze udział w wyzwaniu:

 LINK

 LINK

 LINK

LINK 

LINK 

 LINK

 LINK

LINK 


 



17 komentarzy:

  1. Hmmm, sięgnęłabym po tą książkę z przyjemnością. Może nie do końca moja tematyka, ale w końcu trzeba spróbować czegoś nowego, prawda? ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Książkę chętnie przeczytam, a dedykacji gratuluję :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Już wcześniej czytałam recenzje tej książki i również były pozytywne. Przeskoki w latach to coś co lubię w książkach szczególnie polskich autorów. Bardzo chętnie zasiadłabym do tej lektury!

    OdpowiedzUsuń
  4. to tło historyczne odrobinę mnie zraża, ale myślę iż jeśli ktoś lubi takie wątki to książka przypadnie mu do gustu;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak. Wystarczy nas kochać...

    OdpowiedzUsuń
  6. Gratuluję autorce wyróżnienia, a Tobie autografu. Książka najwidoczniej warta uwagi.

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytałam, to świetna powieść. A realizm i dbałość o szczegóły zasługują na wielkie uznanie. Teraz czekam na kolejną powieść autorki.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziękuję za recenzję :) Teresa Monika Rudzka

    OdpowiedzUsuń
  9. Okładka w ogóle nie zachęca a jak się czyta opis fabuły to jest już o wiele lepiej :). Chyba się skusze, bo uwielbiam sagi rodzinne!
    http://pasion-libros.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Coś dużo ostatnio odniesień do PRL-u. Czyżbyśmy tęsknili za tym okresem?
    Ale książkę z chęcią przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Zapowiada się interesująco, może kiedyś jak uda mi się znaleźć wolną chwilę to się zapoznam z "Kuzyneczkami" ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Przyznam się, że osądzając po okładce, myślałam że będziemy mieli do czynienia z jakąś lekcją stylu... Dobrze, że trafiłam na Twoją recenzję:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Czytałam niestety nie podobała mi się

    OdpowiedzUsuń
  14. Saga rodzinna, PRL- to coś dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja się jakoś do niej przekonać nie mogę, ale ważne, że Ci się podobało. ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. ,,Saga rodzinna zahaczająca o czasy PRL-u" - to brzmi ciekawie, ale nie jestem w 100% przekonana do tej książki.

    OdpowiedzUsuń
  17. Szczerze ci powiem, że zazdroszczę ci lektury tej książki. Na stówę kiedyś przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz. Moje oczy się śmieją, jak go widzę i od razu robi mi się weselej i cieplej na duszy. Dzięki Wam wiem, ze warto pisać dalej i ze mój blog ma jakiś sens. Staram się odpowiedzieć na każdy komentarz i odwiedzić wszystkich moich czytelników.
Pozdrawiam Was bardzo serdecznie i do zobaczenia na Waszym blogu.