„Singielka”– Teresa
Monika Rudzka
<recenzja,62, 12/2015>
Wydawnictwo: Skrzat
Rok wydania: 2011
Oprawa: miękka
Ilość stron: 289
ISBN: 978-83-7437-664-8
Rok wydania: 2011
Oprawa: miękka
Ilość stron: 289
ISBN: 978-83-7437-664-8
Półka: posiadam
Moja ocena: 8/10
Przeczytana: 10 listopada 2014
Pojęcie staropanieństwa już dawno się
przeterminowało. Obecnie jest się singielką i to określenie na dobre weszło do
naszego słownika. Czy singielką jest się z wyboru czy z konieczności? Czy
wystarczy nie mieć pary, żeby być singlem? Temat bardzo ciekawy i na czasie, bo
wiele osób obecnie decyduje się na samotne życie i niełączenie się w stałe
związki.
Singielką jest również główna bohaterka
powieści Teresy Moniki Rudzkiej. Robertę poznajemy w wieku dziewiętnastu lat,
gdy bierze udział wraz z całą rodziną w pogrzebie swojej siostry Ani. Matka,
ojciec, dwaj bracia Krzysiek i Marcin, nieuczestnicząca w pogrzebie siostra
Dorota, i ona - Robi. Wydawać by się mogło zwykła, wielodzietna rodzina jakich
wiele. Zapewne tak, bo niestety dość często trafiamy na patologie w rodzinach
tego pokroju. Ojciec – nadużywający od wielu lat alkoholu, matka – zaniedbana,
sterana życiem, nie mająca własnego zdania, nieudolna i nieprzystosowana oraz
ich dzieci. Dzieci też nie do końca spełniające oczekiwania rodziców,
„nieudane” jak twierdziła matka, w mniejszym lub większym stopniu upośledzone
umysłowo. Tylko Roberta jest inna. Widziała całą patologię sytuacji, w której przyszło jej żyć i
zapragnęła jej zmiany. Jak każda normalna młoda dziewczyna marzyła o dobrej
pracy przynoszącej godziwą zapłatę, życiu w luksusie, kochającym, bogatym mężu.
Czy Robercie uda się zrealizować swoje plany? O tym możecie poczytać – warto
poznać jej historię.
Nie jest tajemnicą, że Teresa Monika Rudzka
należy do moich ulubionych polskich pisarek współczesnych. Przeczytałam
wszystkie wydane przez Nią książki (recenzje pozostałych: Kuzyneczki, Zawsze będę Cię kochać, Bibliotekarki) i zawsze
wzbudzały mój zachwyt. Podobnie jest z Singielką.
Dlaczego kolejna pozycja Moniki wywarła na mnie takie wrażenie? Składa się na
to kilka elementów…
Singielka to przede wszystkim
historia Roberty, jej życia pełnego smutku, poszukiwań lepszego jutra,
rozczarowań, dążeń, wzlotów i upadków, kolejnych potknięć i małych zwycięstw.
Ale na Robercie i jej rodzinie nie kończy się plejada postaci. W tej krótkiej,
bo liczącej tylko niespełna 300 stron powieści, Autorka przedstawiła nam taką
mnogość typów ludzkich, że trudno by było chyba znaleźć w literaturze podobny
utwór. Mamy tu kuzynkę matki Elżbietę, z
mężem Pawłem i córką Karoliną, jej przyjaciela Jędrka, ciocię Leonię, jej
ukochanego Romana, siostrę ojca Bożenę, jej męża Wiktora i córki Kamilę oraz Agnieszkę, sąsiadkę – panią
Lilkę, Zenka, Jasię, Zdzisia, Zyzia, Irka i … wielu, wielu innych. Może nie
byłoby w tym nic dziwnego ani nadzwyczajnego. Każdy może wpleść w swoją
powieść mnóstwo postaci, ale Monika Rudzka robi to w sposób doskonały. U niej
wszyscy bohaterowie mają indywidualne cechy, są wyraziści, łatwi do
zapamiętania. Po zakończeniu powieści potrafimy o każdym z nich powiedzieć parę
zdań, scharakteryzować go, wyciągnąć z tłumu i oddzielić od innych. Zauważamy
tu niejako przekrój całego polskiego społeczeństwa, może chwilami przedstawiony
zbyt dosadnie, ze sporą dozą ironii i drwiny, ale mimo wszystko bardzo
prawdziwy. Ludzie zaprezentowani przez Pisarkę są autentyczni, realni, z krwi i
kości – ot jakich wiele na polskich ulicach, w zakładach pracy, w
supermarketach czy osiedlowych sklepikach i bazarkach, w polskich domach.
Ludzie chciwi, zazdrośni, nadużywający alkoholu, skąpi, fałszywi, nie
wykazujący empatii ani współczucia, tchórzliwi, nieodpowiedzialni. Ponury obraz
– nieprawda? Ale ileż takich właśnie osób spotykamy wokół siebie? Chwilami mamy
wrażenie, że jest to przeważająca część społeczeństwa, że tylko nieliczni
wyłamują się z tego stereotypu. Brzmi bardzo pesymistycznie, ale jednocześnie
zmusza do refleksji i zastanowienia się nad zmianami. I choć pesymizm wypływa z
każdej kartki tej powieści, to jednak zdajemy sobie sprawę, że Autorka – choć
nie podaje nam lekarstwa na tę cywilizacyjną chorobę – jednak wzbudza w nas
iskierkę nadziei, bo w zakończeniu pojawia się odrobina optymizmu. Może nie
jesteśmy w stanie zmienić ludzi naokoło siebie, ale możemy spojrzeć na nich
innym okiem, okazać im nieco więcej zainteresowania i empatii, a wtedy promyki
słońca także dla nas zajaśnieją.
Nawet dające się zauważyć
przejaskrawienie postaci nie zmienia faktu, że Singielka , podobnie jak inne powieści Moniki Rudzkiej, odznacza
się dbałością o realizm – sytuacyjny, postaci, miejsca akcji, dialogów, czy też
tła społeczno-obyczajowego. Autorka przedstawiając nam zwykłą młodą kobietę,
wyposażyła ją w cechy przeciętnej przedstawicielki płci pięknej naszych czasów.
Takich Robert spotkamy dookoła bardzo wiele. Nieco zagubionych, ale
przebojowych, dążących „po trupach” do celu, nie stroniących od szafowania
własnym ciałem, poszukujących na siłę miłości i możliwości zamążpójścia. Jest
to chyba niestety bardzo znamienne dla naszego społeczeństwa – podobno „cel
uświęca środki”, ale czy zawsze tak musi być? Otóż…nie. Roberta też przechodzi
pewną metamorfozę, dojrzewa powoli do sytuacji, w której stwierdza, że życie
kobiety samotnej, niezależnej singielki, wcale nie jest takie złe.
Autorka przedstawiając nam polskie
społeczeństwo, nie poprzestała na
rodzinie ocierającej się chwilami o patologię. W Jej powieści poznajemy
osoby z różnych warstw społecznych, nawet tych uznawanych za elitarne.
Przynależność do określonej grupy nie ma jednak wpływu na postrzeganie danego
człowieka – wszystkim dostaje się równo. Nie ma pobłażania, przymykania oczu –
wady poszczególnych jednostek ludzkich są tępione równie mocno u sprzątaczki
czy pijaka, jak i u profesora czy pracownika agencji ubezpieczeniowej. „Każdemu
według jego zasług” . I to bardzo mi w prozie Moniki odpowiada, to, że nikogo nie
faworyzuje, a wszystkich traktuje równie drwiąco i ironicznie.
Nie zabrakło w Singielce także tak znamiennych dla naszych czasów wyjazdów
emigracyjnych „za chlebem”, realiów życia na obczyźnie, sytuacji finansowej i
zawodowej emigrantów, a także ich wzajemnych stosunków. Chciałoby się
powiedzieć „wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma”, bo zarobkowanie i życie w
krajach, do których tak chętnie emigrują Polacy, nie zawsze wygląda tak różowo,
jak niektórzy to przedstawiają. Tam też często rozgrywa się „narodowe
piekiełko”, rzeczywistość daleka jest od wyobrażeń i marzeń, a powroty nie
zawsze spowodowane są tęsknotą za ojczyzną i bliskimi, a często po prostu
smutną koniecznością i zderzeniem marzeń z rzeczywistością.
Teresa Monika Rudzka w żadnej chwili
swojej powieści nie koloryzuje, nie idealizuje, nie upiększa. Wręcz przeciwnie.
Wychwytuje najgorsze przywary, defekty, nałogi, niedoskonałości polskiego
społeczeństwa. Wychwytuje i przedstawia. Przedstawia i ironizuje. I właśnie tę
ironię kocham w Monice najbardziej.
Ale nie tylko. W Singielce pojawia się również tak typowy dla Autorki styl narracji
i prosty, nieupiększony, do bólu życiowy język. To on sprawia, że powieść
pochłaniamy, niemalże na wdechu, i nie możemy się od niej oderwać. To on
fascynuje i zaciekawia. Historia Roberty nie byłaby tak interesująca, gdyby
była opowiedziana innym stylem, bardziej patetycznym, zimnym, obojętnym.
Właśnie styl, który kiedyś nazwałam „plotkarsko-gawędziarskim”, pasuje do niej
najbardziej i przyciąga czytelnika. To on powoduje, że ma się wrażenie, że
siedzimy obok Pisarki i że snuje nam ona swoją opowieść i jest ona skierowana
tylko i wyłącznie do nas. Takie „babskie” spotkanie przy kawie, okraszone
pogawędką i ploteczkami. Chwilami gorzkie, chwilami śmieszne, chwilami pobudzające
do refleksji, a chwilami zapierające dech ze zdziwienia.
Pamiętajcie tylko o jednym – w tę
historię należy się wsłuchać. Nie można myśleć o niebieskich migdałach. Należy
chłonąc każde słowo, przeanalizować je, „przegryźć”, nie pozwolić, żeby uleciało.
Wtedy dopiero będziemy w stanie docenić kunszt Pisarki i magię opowieści, którą
stworzyła. Wtedy zatrzymamy się przed nią i wiele pozwoli nam się ona nauczyć i
przemyśleć. Wtedy może docenimy szczęśliwy związek, jaki tworzymy z drugim
człowiekiem, a może zdecydujemy, że życie bez partnera wcale nie jest złe i nie
musi oznaczać samotności. Mnie w każdym razie wiele ta książka uświadomiła.
Singielka kończy na razie moją
przygodę z twórczością Teresy Moniki Rudzkiej. Resztę Jej powieści przeczytałam
wcześniej i tylko mam nadzieję, że wkrótce napisze coś nowego, równie
frapującego. Bibliotekarki [2010], Singielka [2011], Kuzyneczki [2013] i Zawsze
będę cię kochać [2014] – te tytuły warto zapamiętać i zapoznać się z nimi. To
utwory zapadające w pamięć, o ciekawej fabule, bogatym tle
społeczno-obyczajowym, barwne, nietuzinkowe, niebanalne. Umożliwią Wam poznanie
samych siebie, zmuszą do refleksji, przemyśleń, zadumy. Niejednokrotnie
wywołają uśmiech na Waszych twarzach, ale także pojawi się smutek w Waszych
sercach. Wywołają szereg emocji i niezapomnianych wrażeń.
Polecam z całego serca !
Za możliwość przeczytania
tej fascynującej powieści dziękuję Autorce
Zaskoczyła mnie, bo na pierwszy rzut oka była taka niepozorna. :)
OdpowiedzUsuńhttp://skazani-na-ksiazki.blogspot.com/2015/07/czas-zniw-samantha-shannon.html
W takim razie przeczytam:)
OdpowiedzUsuńDla mnie nazwisko autorki wciąż jest zagadką, nie miałam jeszcze okazji poznać jej twórczości, ale systematycznie i małymi kroczkami zagłębiam się w polską literaturę :)
OdpowiedzUsuńNie znam jeszcze książek tej autorki, ale tak kusisz, że będę musiała to zmienić;)
OdpowiedzUsuńNie czytałam nic tej autorki, ale książka zapowiada się interesująco.
OdpowiedzUsuńChętnie zapoznam się z twórczością tej autorki, a zacznę od ,,Singielki", bo z tego, co widzę to książka wprost dla mnie! :)
OdpowiedzUsuń