„Miłość
pisana na maszynie”– Alison Atlee
<recenzja,49>
Tytuł
oryginalny: The Typewriter Girl
Tłumaczenie: Jerzy Aleksandrowski
Wydawnictwo: Dom
Wydawniczy PWN
Rok wydania: 2014
Oprawa: miękka
Ilość stron: 456
ISBN: 978-83-7705-647-9
Rok wydania: 2014
Oprawa: miękka
Ilość stron: 456
ISBN: 978-83-7705-647-9
Półka: posiadam
Moja ocena: 5/10
Przeczytana: 7 grudnia 2014
Ciekawa jestem, czy często
zastanawiacie się nad faktem równouprawnienia kobiet. Czy ono istnieje w
obecnym świecie? W teorii tak, ale nawet teraz przedstawicielki płci pięknej
mają mimo wszystko mniejsze szanse u pracodawców, czy w organach władzy.
Oczywiście jest dużo lepiej niż 100 lat temu, bo zdecydowanie więcej kobiet
zajmuje obecnie eksponowane stanowiska i chyba nie powinnyśmy narzekać.
Szczególnie, jeśli porównamy teraźniejszość z przeszłością. A o tej przeszłości
właśnie (i to wcale nie takiej odległej, bo o końcu XIX wieku) traktuje powieść
Alison Atlee Miłość pisana na maszynie.
Alison Atlee już w dzieciństwie
pasjonowała się epoką wiktoriańską. Projektowała bowiem dla swoich lalek
dziewiętnastowieczne stroje. Skończyła anglistykę, mieszka w Kentucky.
Kolekcjonuje różne wydania Alicji w
Krainie Czarów, a Miłość pisana na
maszynie jest jej debiutem literackim. Czy udanym?
Betsey Dobson nie należy do potulnych i
grzecznych panienek. Jest zatrudniona w charakterze maszynistki w londyńskiej
firmie Baumston & Smythe, ale jej plany na przyszłość są zupełnie inne. Niedawno
dostała propozycję ciekawszej pracy od pana Jonesa – ma szansę na zatrudnienie
w nadmorskiej miejscowości Idensea, gdzie powstaje nowy kompleks
widokowo-wypoczynkowy. Betsey musi załatwić tylko świadectwo od dotychczasowego
pracodawcy. Betsey jest dobrą maszynistką i
pracuje bez zarzutu – przynajmniej w swoim mniemaniu, ale czasy nie są
łatwe dla kobiet. Mamy schyłek epoki wiktoriańskiej i kobieta, szczególnie
samotna, niewiele znaczy w społeczeństwie. Betsey chce pomóc swojemu losowi i
fałszuje za namową partnera rekomendację.
Niestety, przestępstwo zostaje odkryte i nasza bohaterka ląduje na bruku – bez pracy,
bez pieniędzy, bez świadectwa i bez szans na lepszy los. Każda inna dziewczyna
załamałaby się takim obrotem spraw. Ale nie Betsey! Wiedząc, że na pomoc
rodziny liczyć nie może, pakuje to co ma najcenniejszego do małej walizeczki,
bierze starą klatkę z kanarkiem i bez biletu udaje się do nadmorskiego kurortu.
Co Betsey osiągnie w życiu? Czy jej marzenia spełnią się?
Trudno nazwać Miłość pisaną na maszynie klasycznym romansem, choć romansem
zdecydowanie jest. Tyle, że nieco dziwnym, innym … Może dlatego, że purytański okres
wiktoriańskiej Anglii nie sprzyjał tego typu romansom, w którym bohaterka tak
bardzo odbiegała od stereotypów. Bo Betsey nie jest panienką z dobrego domu,
wiele w swoim życiu przeszła, o wszystko musiała walczyć i do wszystkiego sama
dochodzić. A do tego ten jej charakterek! Dziewczyna pyskata, pewna siebie,
przedsiębiorcza, stawiająca wszystko na jedna kartę, inteligentna i niepokorna –
zdecydowanie nie mieściła się w żadnych schematach. A do tego wszystkiego
zarobiła sobie na miano „puszczalskiej”, bo i przygód erotycznych parę
zaliczyła. Ta ostatnia cecha nie do końca była prawdziwa, ale niektórym
panom łatwiej było przypiąć jej taką
łatkę niż przyznać, że jest od nich lepsza i może zajść dalej dzięki swojej
konsekwencji w dążeniu do celu. Czy miłość z taką osobą jest łatwa? Na pewno
nie… Wymaga przy tym odpowiednio silnego i charyzmatycznego partnera, a nie
jakiegoś nieudacznika. Czy znajdzie się ktoś taki w otoczeniu Betsey? Ktoś, kto
potrafi zaakceptować tę niecodzienną dziewczynę; ktoś, komu zaimponuje jej upór;
ktoś, kto ją pokocha i pomoże w realizacji jej dążeń. Nie ma w tym romansie
wielkich zrywów, wielkich doznań i uczuć na pokaz. Jest za to zwykła, szara codzienność
i prawdziwe życie osób ze średniej sfery. Kreacje tych dwojga zasługują na duże
uznanie, wybijają się zdecydowanie z otaczającego ich tłumu, choć ponad przeciętność
wyrastać nie powinni.
Wyżej wspomniałam o tłumie, bo takiej
mnogości bohaterów drugo- i trzecioplanowych oraz epizodycznych dawno w
czytanej lekturze nie spotkałam. I trzeba przyznać, że cała ta galeria postaci
bardzo urozmaica i ubarwia tło społeczne powieści. Rzeczywiście przekrój społeczeństwa
jest bardzo bogaty, począwszy od maszynistek i urzędników z epizodu
londyńskiego naszej bohaterki, poprzez gospodynie domowe, właścicieli małych
pensjonatów i pubów, robotników, a skończywszy na wyższej sferze urzędniczej i
zarządzającej. Sporo mamy tu indywidualności zarysowanych dość wyrazistą kreską
i wyróżniających się na tle ogółu w sensie pozytywnym, ale jest również parę
indywiduów, jak choćby pan Wofford – przełożony Betsey z firmy londyńskiej ,
czy Avery – jej partner również z tamtych czasów. Zadziwiające, z jaką
lekkością i łatwością pisarka kreśli te postaci, nie pozwalając nam o nich
zapomnieć.
Na pewno ten cały panteon postaci jest
dużym i zdecydowanym atutem powieści. To dzięki nim opowieść żyje; dzięki nim
poznajemy cały przekrój ówczesnego społeczeństwa; dzięki nim przeżywamy emocje
i to one skłaniają nas do różnorakich refleksji.
Szkoda, że tego samego nie mogę powiedzieć
o samej fabule powieści. Jej akcja toczy się bardzo powoli, wręcz monotonnie i
chwilami niestety powodowała u mnie nudę. Za mało było zwrotów akcji, za mało się
działo, brakowało wydarzeń, które sprowokowałyby szybsze bicie serca. Ja
zdecydowanie wolę powieści „z większym pazurem”, choć na pewno znajdą się czytelniczki,
którym ten sposób narracji i powolność
akcji nie będzie przeszkadzać, wręcz przeciwnie zatopią się całe w sennej
atmosferze kurortu i wcale nie będą miały ochoty go opuścić. Ja zdecydowanie
wolę książki, gdzie akcja galopuje, gdzie na każdej stronie dzieje się coś
nowego, gdzie trudno oderwać się od powieści. Tu tego problemu nie miałam –
mogłam spokojnie odłożyć książkę na półkę i wrócić do niej po wielu godzinach
bez większej tęsknoty.
Zauroczyła mnie w tej książce okładka, spodobała
się kreacja bohaterów, nieco znużyła fabuła. Ale jeśli ciekawi Was okres
wiktoriański, a szczególnie pozycja zawodowa i społeczna kobiety w tamtych
czasach; jeśli chcecie poznać jedną z przedstawicielek tych kobiet, osobę
nietuzinkową i skłaniającą nas-czytelników do przemyśleń nad jej postawą i być
może naśladowania pewnych (nie wszystkich!) jej poczynań, to serdecznie polecam
tę lekturę. Jest na pewno duże grono osób, którym przypadnie ona do gustu. Ja
również nie uważam spędzonych z nią godzin za stracone.
Za możliwość przeczytania
tej książki bardzo dziękuję Wydawnictwu
O nie, nie, nie - zupełnie nie dla mnie, już sam tytuł mnie odstrasza :D
OdpowiedzUsuńIntryguje mnie ciekawy poczet bohaterów. Szkoda jedynie, że akcja jest tak monotonna.
OdpowiedzUsuńOkładka to zdecydowanie najlepsza część tej książki :) Niestety powieść nie zachwyca, a sama bohaterka mnie irytowała :)
OdpowiedzUsuńMiałam nadzieję, że ta książka jest równie urzekająca, jak jej okładka. Ale jak widać po Twojej recenzji, pozory bywają mylne. W takim razie nie zamierzam na siłę przekonywać się do tej książki.
OdpowiedzUsuńLubię tę epokę, więc czemu nie? Może ta lektura do mnie by trafiła. No i ogromnie podoba mi się okładka. :)
OdpowiedzUsuńA odpowiadając na Twoje pytanie odnośnie wyzwania: możesz zgłosić wszystkie książki od listopada. :)
Wydanie książki jest niesamowite, z reguły nie czytać zwykłych romansów, nawet jeśli ten odbiega od zwykłych standardów, częściej wybieram takie z wątkiem fantastycznym. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło.
Okładka przyciąga wzrok! <3 Chętnie sięgnę, typowe romanse są jakoś nie dla mnie, ale dla takiej książki warto!
OdpowiedzUsuńBardzo lubię książki, których akcja osadzona jest w tej epoce. Właśnie czytam "Dziewczynę w błękitnej sukience", która również opowiada o tym okresie (jak tylko skończę, to na pewno umieszczę recenzję na moim blogu). Zachęciłaś mnie swoja recenzją, a poza tym zachwyciła mnie okładka książki. Mam nadzieję, że uda mi się niedługo po nią sięgnąć.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie
Książkowe Wyzwania
Zapowiada się ciekawie, sięgnę po nią z przyjemnością..
OdpowiedzUsuń