„Ty jesteś
moje imię” – Katarzyna Zyskowska-Ignaciak
<recenzja,47>
Wydawnictwo: Filia
Rok wydania: 2014
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Ilość stron: 423
ISBN: 978-83-7988-133-8
Rok wydania: 2014
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Ilość stron: 423
ISBN: 978-83-7988-133-8
Półka: z biblioteki
Moja ocena: 6/10
Przeczytana: 25 listopada 2014
Słońce,
słońce w ramionach
czy twego
ciała kryształ
pełen
owoców białych,
gdzie
zdrój zielony tryska,
gdzie
oczy miękkie w mroku
tak pół
mnie, a pół Bogu… [1]
Krzysztof Kamil Baczyński
– poeta czasu wojny, żołnierz Armii Krajowej, jeden z bardziej znanych
przedstawicieli pokolenia Kolumbów, powstaniec batalionu „Parasol”. To wiemy
chyba wszyscy. Podobnie jak większość słyszała o Jego wielkiej miłości - żonie
i muzie Basi z Drapczyńskich Baczyńskiej. A czy macie ochotę poznać lepiej
historię tego pięknego uczucia łączącego Krzysztofa i Basię? Uczucia, które
narodziło się w ciężkich czasach okupacji i mimo wszechobecnego strachu,
terroru, śmierci rozkwitło i rozwijało się jak w baśni. Uczucie wprost
nierzeczywiste, niemożliwe, a jednak prawdziwe.
Katarzyna
Zyskowska-Ignaciak zachwycała do tej pory swoich czytelników raczej powieściami
obyczajowymi. Spod Jej ręki wyszły takie książki jak Niebieskie migdały, Przebudzenie, Upalne lato Marianny czy Nie lubię kotów. Wszystkie zostały
bardzo pozytywnie przyjęte przez blogosferę, urzekając dużą rzeszę, głównie
czytelniczek. Tym razem pisarka wzięła na swój warsztat historię prawdziwą
obejmującą część biografii mojego ukochanego poety Krzysztofa Kamila
Baczyńskiego.
Przyznam się, że właśnie
temat i główny bohater tej opowieści spowodowały, że się nią zainteresowałam,
bowiem prozy Pani Katarzyny do tej pory nie udało mi się poznać. Jak wypadło to
moje pierwsze spotkanie z twórczością Katarzyny Zyskowskiej-Ignaciak? Czy
jestem nim usatysfakcjonowana? Czy sięgnę jeszcze po dalsze powieści pisarki? O
tym za chwilę…
Zima 1941 roku. Warszawa
czasu okupacji. Pierwszy grudnia. Barbara Drapczyńska, córka drukarza,
niepozorna, niespecjalnie ładna dziewiętnastolatka wybiera się jak wiele osób w
jej wieku na tajne komplety do mieszkania państwa Hiżów. Tam poznaje Krzysztofa
Kamila Baczyńskiego, młodego poetę, urodziwego, choć nieco spiętego, zbyt
poważnego i niepewnego. Pierwsze spotkanie i… miłość od pierwszego wejrzenia,
pierwszego uścisku rąk, czy też pierwszego wiersza, bowiem Basia miała
przyjemność czytać wcześniej i zachwycać się wierszami poety krążącymi w
ręcznym odpisie. Nie do uwierzenia? A jednak taka miłość się zdarza, bowiem
parę dni później w dniu imienin Basi młodzi zaręczyli się, a parę miesięcy
później przysięgli sobie dozgonną miłość w niedużym kościółku na Solcu.
Miłość od
pierwszego wejrzenia, od pierwszego wiersza, od dotyku czyjejś dłoni… Miłość
uskrzydlająca, a zarazem zapierająca dech w piersi, odbierająca rozum i
nadająca wszystkiemu sens… To nie mogło się dziać naprawdę. Tu i teraz. W
świecie zrujnowanym, w czasach bez przyszłości. Podobne historie zdarzały się
tylko na kartach książek, w słodkich od banału romansach, ale przecież nie w
prawdziwym życiu. [2]
Ta miłość nie miała tak
naprawdę żadnych szans na przetrwanie. Najbliżsi – rodzice Basi i matka Krzysia
(Jego ojciec nie żył) byli przeciwni związkowi młodych. Szczególnie pani
Stefania Baczyńska, która kochała syna zaborczą, wręcz toksyczną miłością,
widziała w synowej konkurentkę i nie potrafiła pogodzić się z faktem, że
Krzysztof podzielił swoje serce, wcześniej należące tylko do niej, na dwie
części. Przez cały okres ich małżeństwa nienawidziła Basi, oskarżając ją o to,
że ukradła jej dziecko.
Niesprzyjające dla ich
miłości były czasy, w jakich przyszło im żyć. No bo jak można kochać, gdy wokół
giną ludzie? Gdy każde wyjście z domu może być tym ostatnim? Gdy na ulicach
Warszawy szaleją naziści?
„Poczekajcie, aż skończy
się wojna” mówili rodzice, ale… czy była to dobra rada? Przecież wojna mogła
trwać jeszcze bardzo długo, przecież w każdej chwili można było stracić życie,
przecież nie ma czasu na czekanie, jeśli się kocha…
Tak – ich miłość
przetrwała… do końca. Do śmierci obojga.
Ty jesteś moje imię to powieść biograficzna z
historią okupowanej Warszawy w tle. I trzeba przyznać, że spełnia swoje
zadanie. Dzięki niej poznajemy wiele faktów z życia Krzysztofa, nie tylko
historię pięknej miłości. Nie jest więc Ty
jesteś imię moje tylko romansem, ale również powieścią historyczną. Widać,
ze Autorka włożyła wiele wcześniejszej pracy w to, by z taką dokładnością
przedstawić tło historyczne – codzienne życie Warszawy, łapanki, śmierć
przypadkowych przechodniów, losy ludności żydowskiej. Uczestniczymy w tajnych
kompletach, na które uczęszczali Basia i Krzysztof, w wieczorkach poetyckich, w
zebraniach zastępu batalionu „Zośka”, któremu przewodniczył Krzysztof. Wraz z
rodziną Basi jesteśmy zmuszeni do przeprowadzki i zostawienia całego dobytku życia
w dawnym mieszkaniu, bo tak chciał gubernator Frank. Drżymy ze strachu, gdy w
mieszkaniu Basi i Krzysztofa mieszka kobieta żydowskiego pochodzenia i gdy w
skrytce zrobionej pod podłogą przechowywana jest broń. Poznajemy przyjaciół i znajomych
Baczyńskich, a wśród nich tak znane osoby w świecie kultury jak Jerzy
Andrzejewski, Jarosław Iwaszkiewicz, czy Tadeusz Gajcy.
Dowiadujemy się również o
poglądach politycznych obu przedstawicieli pokolenia Kolumbów i ich wzajemnych,
niezbyt przyjaznych stosunkach. Jak widać - choćby po tych paru przykładach –
walory historyczno-poznawcze książki to duży jej atut. Na pewno przybliży wielu
młodym osobom okres okupacji, a także okres Powstania Warszawskiego.
I tu duży ukłon w
stosunku do Pisarki, która potrafiła w części powstańczej wzbudzić we mnie
nieprawdopodobne emocje (w części okupacyjnej tych emocji niestety mi brakowało).
Powstanie poznajemy bowiem z relacji samej Basi. Jej wewnętrzny monolog
znajduje się przed każdym rozdziałem powieści, co na pewno zaburza chronologię
wydarzeń, ale jednocześnie powoduje przyspieszone bicie serca i pojawienie się
łez w oczach. Słowa Basi, jej refleksje, myśli, jej strach przed niepewnym
jutrem, a przede wszystkim niepokój o losy męża są tak przejmujące że nie
sposób przejść obok nich obojętnie. One wzruszą każdego, nawet tych najbardziej
odpornych. Ileż w nich bólu, przerażenia, ale także nadziei na zwycięstwo,
przekonania, że jej Krzyś żyje, a w końcu rezygnacji i poddania się losowi.
To dzięki Basi poznajemy
codzienność Powstania. Dnie i noce spędzamy w brudnych, ciemnych piwnicach
domów, ukrywając się przed bombardowaniami, obawiamy się o zdrowie i życie
naszych bliskich, boimy się, że za chwilę zabraknie wody, jedzenia, leków.
Półmrok i
strach.
Otacza
mnie półmrok rozświetlony jedynie wątłym płomieniem lampki. W nozdrza wdziera
się woń strachu, spoconych ciał i ta charakterystyczna: acetylenu z karbidówki.
[3]
Wielka
szkoda, że cała książka nie jest utrzymana w podobnym stylu i tak przepełniona
emocjami, tak wzruszająca. Bo monologi Basi są rewelacyjne i pozbawione
jakichkolwiek wad, w przeciwieństwie do reszty powieści.
Trzeba
przyznać, że Katarzyna Zyskowska-Ignaciak pisze bardzo ładnym, poetyckim wręcz językiem.
Są jednak fragmenty powieści, gdzie ten język przybiera formy aż za bardzo
kwieciste i wzniosłe. Szczególnie ma to miejsce przy wyznaniach miłosnych,
które przez to stają się – wg mnie – nieco sztuczne i niezgodne z epoką, nie
tak znowu odległą od naszych czasów.
Wszystko
przez panią. Nie mogę racjonalnie myśleć, nie mogę spać jeść. Nie mogę
oddychać, kiedy pani nie widzę. Czuję niedosyt w każdej minucie, kiedy tracę
panią sprzed oczu. (…)
Znam
panią od czterech dni, a jakbym znał od zawsze. Nie można się wyrzec takiego
uczucia, nie można go zdusić, wymazać. Teraz, kiedy wokół tyle zła, trzeba mieć
po co żyć. Pani jest właśnie tą osobą, dla której ja chciałbym żyć. Chciałbym zasypiać
i budzić się przy pani. Móc patrzeć na panią… [4]
Czy to
możliwe, żeby koledzy z grupy studenckiej, prawie równolatkowie, bardzo młodzi
ludzie mówili do siebie „Pani Basiu”, czy „Panie Krzysiu”? W żadnej czytanej do
tej pory książce czy oglądanym filmie dotyczącym tego okresu w dziejach Polski
nie spotkałam się z taką formą zwracania się do siebie młodych osób. Czy te
dzieci, które niedawno zdały maturę, aż tak wydoroślały, ba…zestarzały się? Oni
„tylko” dojrzeli szybciej niż obecne pokolenie dwudziestolatków, ale nadal byli
młodzi i zachowywali się podobnie jak pokolenia powojenne. Niestety wydaje mi
się, że Pisarka w dialogach nie zachowała prawdy historycznej i sporo dialogów
przez to tchnie sztucznością i egzaltacją. Po co? Przecież poeta jest też tylko
człowiekiem i oprócz wyrażania swoich uczuć za pośrednictwem pięknych wierszy,
w życiu codziennym nie musi posługiwać się aż tak wzniosłym językiem. Choć nie
żyłam w tamtych czasach, nie stałam obok Basi i Krzysztofa i być może się mylę…
Także kreacja bohaterów
pozostawia wiele do życzenia. Główni bohaterowie zostali maksymalnie
wyidealizowani, pozbawieni wszelkich wad – oboje są krystalicznie dobrzy,
prawi, bezbarwni. A przecież byli to prawdziwi ludzie, którzy na pewno
odczuwali złość lub inne negatywne emocje, potrafili zdenerwować się,
wykrzyczeć swoją złość, okazać strach czy przerażenie. W zasadzie jedyną osobą
z krwi i kości jest matka Baczyńskiego. To ona jest tym „czarnym” charakterem;
ona przez chorą miłość do syna uprzykrza życie Basi; jest ironiczna, chwilami
podła, złośliwa, zła. Ale zarazem tylko ona budzi emocje w nas – czytelnikach.
Emocje negatywne, ale nie to jest ważne. Najważniejsze, że te emocje w ogóle są,
a nie przechodzimy wobec niej obojętnie. Bo
prawdę mówiąc, gdybym nie wiedziała, że Krzysztof i Basia żyli naprawdę, to
książkę oceniłabym zdecydowanie gorzej. Byłaby to dla mnie po prostu przeciętna
kolejna pozycja o pokoleniu Kolumbów. Książka, którą się szybko przeczyta i
równie szybko o niej zapomni.
A ja nie chcę zapomnieć o
tej książce. Nie chcę, bo mimo swych wad opisuje rzetelnie fragment najnowszej
historii Polski, bardzo mi bliskiej. Nie chcę, bo bohaterem tej opowieści jest
mój ukochany poeta. Nie chcę, bo miłość Basi i Krzysztofa była zawsze dla mnie
bardzo wzruszająca i nieraz popłynęły z moich oczu łzy nad jej dramatyzmem i
tragedią tych młodych ludzi i ich pokolenia.
I dlatego zachęcam Was do
przeczytania tej książki. Zachęcam Was do tego, żebyście stanęli obok Basi i
Krzysztofa w ten „czas kaleki” i zastanowili się nad ich dramatycznym losem. I
żebyście docenili czasy, w których przyszło nam żyć.
Niebo złote ci otworzę,
w którym
ciszy biała nić
jak
ogromny dźwięków orzech,
który
pęknie, aby żyć
zielonymi
listeczkami,
śpiewem
jezior, zmierzchu graniem,
aż ukaże
jądro mleczne
ptasi
świt.
Ziemię
twardą ci przemienię
w mleczów
miękkich płynny lot,
wyprowadzę
w rzeczy cienie,
które
prężą się jak kot,
futrem
iskrząc zwiną wszystko
w barwy
burz, w serduszka listków,
w
deszczów siwy splot.
I
powietrza drżące strugi
jak z
anielskiej strzechy dym
zmienię
ci w aleje długie,
w brzóz
przejrzystych śpiewny płyn,
aż
zagrają jak wiolonczel
żal -
różowe światła pnącze,
pszczelich
skrzydeł hymn.
Jeno
wyjmij mi z tych oczu
szkło
bolesne - obraz dni,
które
czaszki białe toczy
przez
płonące łąki krwi.
Jeno
odmień czas kaleki,
zakryj
groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z
włosów pył bitewny,
tych lat
gniewnych
czarny
pył. [5]
---------
[1] Krzysztof Kamil Baczyński „Miłość”,
8.09.1942
[2] Katarzyna Zyskowska-Ignaciak „Ty
jesteś moje imię”, Filia 2014, str.72
[3] tamże, str.7
[4] tamże, str.81-82
[5] Krzysztof Kamil Baczyński „Niebo
złote ci otworzę…”, 15.06.1943
Czytałam inne książki pani Kasi i byłam nimi zachwycona, dlatego na tę powieść też przyjdzie na pewno pora.
OdpowiedzUsuńA to moje pierwsze spotkanie z twórczością p.Kasi...ale na pewno do innych książek też zajrzę :)
OdpowiedzUsuńufff ktoś również nie zachwycił się książką bezbrzeżnie, kamień z serca
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem Twojej recenzji, niezwykle rzetelna, szczegółowa i napisana prosto z serca. Gratuluję!
OdpowiedzUsuńOdnośnie samej książki, bardzo się cieszę, że wychwyciłaś w niej jakieś wady, bowiem teraz będę wiedziała, czego mogę się po niej spodziewać.
Mam trochę mieszane uczucia do książki, z jednej strony chciałabym ją bliżej poznać, z drugiej obawiam się, że wyidealizowanie postaci zabierze mi całą przyjemność z czytania ;)
OdpowiedzUsuńTo może być naprawdę ciekawa historia. Będę miała na uwadze tę książkę :)
OdpowiedzUsuńPrzy okazji zachęcam do wzięcia udziału w moim konkursie:
http://literaturomania.blogspot.com/2014/12/pomikoajkowy-konkurs-ksiazkowy.html
Zapraszam do konkursu :) Zostań swoim własnym Mikołajem :) http://www.krzywaprosta.pl/2014/12/09/konkurs-swiateczny-czyli-zostan-swoim-wlasnym-swietym-mikolajem/
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam, że jest to książka o Basi i Krzysztofie. Czytałam niedawno trochę na ich temat, ale chętnie dowiem się więcej o ich życiu. A wiersz znam. Mam wrażenie, że uczyłam się go kiedyś na pamięć, ale już mi niestety całość wyleciała z głowy.
OdpowiedzUsuńKsiążka już na pierwszy rzut oka przyciąga do siebie swoją magiczną okładką :) Książki o takiej tematyce ciężko jest oceniać z wiadomych przyczyn. Ja bardo takie lubię, dlatego mimo jej uchybień na pewno w niedługim czasie po nią sięgnę ;) pozdrowienia!
OdpowiedzUsuńPozycja obowiązkowa. Dopisuję do listy ;) nie przeszkadza mi to wyidealizowanie postaci, bo to jednak ksiażka O NIM. A ja własnie też się zastanawiam nad tym "pani" i "pan", ciekawa jestem, jak to faktycznie było ;)
OdpowiedzUsuńTo książka która koniecznie muszę przeczytać. Zarówno ze względu na autorkę, której czytałam "Upale lato Marianny" i urzekła mnie tą książką, jak i na główna parę bohaterów.
OdpowiedzUsuń